Artykuły

Sanatorium Peszków

Pokusa teatralnej adaptacji prozy Brunona Schulza jest tak wielka, że mimo wielu porażek wyzwanie podejmują coraz to nowi śmiałkowie. Najnowszą próbę walki z wiatrakami podjął znakomity krakowski aktor Jan Peszek, który postanowił okiełznać pisarstwo Schulza siłami własnej rodziny.

Napisania scenariusza i wyreżyserowania "Sanatorium Pod Klepsydrą" podjął się na zamówienie tokijskiego teatru CAI, z którym współpracuje od powstania tej sceny w 1992 roku. Prapremiera w Tokio odbyła się w październiku ubiegłego roku. Obecna, polska premiera na małej scenie Teatru im. Słowackiego w Krakowie zagrana została bez żadnych zmian: po polsku i w tej samej obsadzie.

Adaptacja Peszka oparta jest na swobodnie dobranych tekstach z kilkunastu opowiadań Schulza. Tytułowe "Sanatorium" stanowi tylko punkt wyjścia i luźną ramę. W spektaklu występuje trójka aktorów: grający ojca, Jakuba, Jan Peszek; obsadzony w roli syna, Józefa, jego syn Błażej oraz kreująca cztery kobiety: Adelę, Biankę, Matkę i Pokojówkę siostra Błażeja Maria.

Peszkowe "Sanatorium" jest dramatem rodzinnym. Tak jak w tytułowym opowiadaniu - gdzie ojciec za sprawą cofnięcia czasu żyje w sanatorium, ale dla "normalnego świata" już umarł - między ojcem a synem rozgrywa się wielopłaszczyznowy dramat dojrzałości i młodości, miłości i zazdrości, fascynacji i konkurencji, uległości i buntu, życia i śmierci.

Zmaganiom ojca i syna towarzyszą kobiety: Adela, Bianka, Matka, Pokojówka. To właśnie ich krok ("posłuszny tylko jakiemuś we wnętrznemu rytmowi, prostolinijny" i "pełen akuratności") w takt stukającego w tle zegara otwiera spektakl i odmierza płynący nieubłaganie czas. Ukryci w niszy cofniętego czasu ojciec i syn muszą się z tym rytmem liczyć.

Peszek i autor scenografii Jerzy Kalina nie próbują konkurować z niemożliwymi do przeniesienia na scenę wizjami, choć potrafią je symbolicznie przywołać. Oczywiście, jest na scenie łóżko, w którym śnią ojciec i syn, jest i sklep, który mieści się pod schodkami małego podestu. Jest też otwierająca się na wszystkie strony przeszklona budka, mogąca otwierać i zamykać przestrzenie między życiem a snem, śmiercią, między tym co po tej i tamtej stronie lustra.

W tym spektaklu zresztą większą rolę gra przestrzeń i głębia niż przedmioty. By przestrzeń miała odpowiedni "oddech", trzykrotnie zmniejszono widownię teatru. Uładzoną zgeometryzowaną scenografią przestrzeń wypełnia rytmiczna, naznaczona bujną witalnością muzyka Janusza Stokłosy.

Podziwiam oszczędną adaptację i znakomitą kreację aktorską Jana Peszka. Nie zawsze natomiast rozumiem role, jakie wyznaczył na scenie swoim dzieciom. Ekshibicjonizm należy do aktorskiego zawodu, ale nie zawsze jest potrzebny. Gdy tańcujący Maria i Błażej Peszkowie odwracają się tyłem do widowni i pokazują gołe pupy, wywołują chyba nie zamierzoną reakcję. Widzowie uśmiechają się, ale z Schulzem nie ma to wiele wspólnego. Można podejrzewać, że reżyser zastosował aktorską fastrygę i zwykłe efekciarstwo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji