Zygmunt Wojdan o premierze "Wesela", teatrze i... sobie
Wydarzeniem numer 1 w tegorocznym sezonie teatralnym będzie w Radomiu premiera "Wesela". Pierwszy raz zobaczymy inscenizację dzieła Stanisława Wyspiańskiego na dużej scenie w sobotę, 10 stycznia.
BARBARA PIKIEWICZ: Czym kierowała się Rada Artystyczna Teatru, włączając do repertuaru "Wesele". Jakie korzyści daje ta sztuka widzom, jakie aktorom?
ZYGMUNT WOJDAN: "Wesela" nie nazwałbym sztuką lecz misterium narodowym, które w każdej epoce nabiera innej barwy. Treść i fabuła są tutaj pewnym pretekstem, natomiast istotnym bohaterem jest gigantyczny, genialny umysł autora dramatu i jego pasja bycia Polakiem, jego wołanie w okresie marazmu i bierności. Uważam, że "Wesele" trzeba grać zawsze, bowiem należy do tych pozycji dramaturgii, bez których teatr nie może się obejść.
BP: Ta premiera mobilizowała cały zespół aktorski.
ZW: I realizatorski. Elementami spójnie współtworzącymi spektakl są scenografia (Karol Jabłoński), oświetlenie (Marek Zielonka), ruch i wspaniała muzyka Ewy Korneckiej. Występują wszyscy aktorzy. W tym przedstawieniu zagra więc gigantyczna praca całego zespołu.
BP: Jaka będzie radomska inscenizacja "Wesela"?
ZW: Tekst jest tak rozległy, że pełne przedstawienie trwałoby najmniej 4 godziny. Każda inscenizacja wymaga najpierw znalezienia odpowiedzi na pytanie, co jest w niej na dzień dzisiejszy najważniejsze. W "Weselu" też konieczne były skróty, komasacje, eliminacja pewnych wątków. Spektakl w naszym teatrze potrwa 2 godziny 40 minut i będzie inscenizacją, w której myśl polityczna, społeczna oraz patriotyczna wyjdzie na plan pierwszy. Nie muzyka i taniec, lecz protest przeciw bezideowości są w tym dramacie najistotniejsze. Wyspiański pisał "Wesele" z największą miłością i wiarą w przyszłość nie bez szans. Chciał wstrząsnąć narodem, który powinien być wielki. Jednocześnie chcę podkreślić, że dalecy byliśmy od tanich naginań tekstu do rzeczywistości, interpretowanej zbyt osobiście i subiektywnie.
BP: W tym roku obchodzi pan jubileusz 40-lecia pracy w teatrze. Jakie miejsce zajmuje w niej "Wesele"?
ZW: Ważne. W pewnym sensie trudna do przygotowania była "Nieboska komedia", "Irydion", "Horsztyński", "Przedwiośnie". Jednak zadaniem najtrudniejszym intelektualnie jest "Wesele".
BP: Przypomnijmy najważniejsze fakty z artystycznego życiorysu Zygmunta Wojdana.
ZW: Zaczynałem od aktorstwa. "Przebiegłem" przez szereg scen polskich, grając ok. 100 ról w teatrach Warszawy i Poznania. W 1984 r. rozpocząłem zaocznie studia reżyserskie, równolegle interesowałem się dramaturgią. Niektóre z moich tekstów m.in. "Dom bez klamek", "Ballada toruńska", "Baśń o kołatce", "Joanna Ligenza", były wystawiane na wielu scenach. Praca dyrektora, najpierw teatru w Bydgoszczy, a od 9 lat w Radomiu, nie zezwala na ten typ koncentracji. Stąd zainteresowania dramaturgiczne realizuję poprzez adaptacje i teksty piosenek.
BP: 40 lat pracy w teatrze skłania do refleksji...
ZW: Radosnych i niestety smutnych. Dlatego smutnych - gdyż już więcej za nami niż przed nami.