Artykuły

Powrót czarnego golfa

Obowiązkowym uniformem polskiego intelektualisty (złośliwi mogą dopowiedzieć: kawiarnianego) lat sześćdziesiątych był czarny sweter, typu golf. Przewędrował on z Zachodu, a bliżej z Francji, wraz z nowym kierunkiem filozoficznym egzystencjalizmem. Jako że występuje on już tylko w czasie przeszłym, przypomnijmy, że głosił, iż losy jednostki ludzkiej nie podlegają społecznemu ani też historycznemu zdeterminowaniu, że owa jednostka jest zatem całkowicie wolna, tworzy wszelkie wartości i decyduje o sensie własnego istnienia i ponosi w pełni odpowiedzialność moralną za swoje czyny. To zaś stwarza poczucie samotności i beznadziejności istnienia, także lęku, zwłaszcza przed śmiercią. Ilu (ile) paradujących w czarnych swetrach wiedziało o tym - trudno orzec.

Egzystencjalizm, w literackiej formie, obecny jest w prozie i dramacie drugiej połowy naszego stulecia. Przywołajmy tu nazwiska takich pisarzy jak: A. Camus, M. de Unamuno, a przede wszystkim "ojca" tego kierunku - filozofa, publicysty i pisarza - Jeana Paula Sartre'a. Począwszy od lat czterdziestych, dramaty jego autorstwa, odbywały triumfalny pochód przez francuskie i światowe sceny. Począwszy od debiutanckich "Much" (1943), poprzez "Brudne ręce", "Ladacznicę z zasadami", "Przy drzwiach zamkniętych", po "Diabła i Pana Boga". Polskie teatry chętnie sięgały po sztuki Sartre'a, nawet z błogosławieństwem władz, jako że jego poglądy polityczne były wówczas "słusznej" lewicowej proweniencji. Dopiero później przeszedł na pozycje antykomunistyczne.

Wyjątek stanowiła sztuka""Brudne ręce" (1948 r.), przetłumaczona wkrótce po Październiku przez prof. Jana Kotta. Orzeczono mianowicie, że jest ona wymierzona przeciwko komunistom i jako taka będzie zakazana. Zresztą - jak się można domyślić - w innych "demoludach" też.

W związku z tym, że ów zapis przestał już obowiązywać, w ostatnią niedzielę, 14 hm. na scenie Teatru im. J. Osterwy, mogła się odbyć polska prapremiera tego Sartre'owskiego dramatu. Zdążając na scenę, bo tam było miejsce i dla aktorów, i dla publiczności, jak i w trakcie spektaklu, próbowałem poszukać odpowiedzi na dwa pytania: primo - jakie treści sprawiły, że sztuka ta skazana została na ponad trzydziestoletni niebyt? secundo - czy z czarnego golfa (rzeczywiście, lubelski aktor paradował w takim) nie posypie się kurz historii?

Akcja "Brudnych rąk" toczy się w ostatnim roku II wojny światowej (Sartre był jej uczestnikiem, jako żołnierz francuskiego ruohu oporu), w bliżej nie nazwanym kraju bałkańskim. Jesteśmy świadkami jak oto liderzy partii komunistycznej czekają wkroczenia Armii Radzieckiej, by móc przystąpić do przejęcia władzy. Wśród nich pojawia się, po opuszczeniu więzienia, młodziutki intelektualista, rodem z tzw. dobrego domu - Hugo. On to, na polecenie przełożonych, zamordował jednego z przywódców partii, Hedera, jako że ten skłonny był iść na kompromis, co prawda z rodakami, ale "wrogimi politycznie i społecznie".

Na oczach widzów odbywa się teraz rekonstrukcja minionych zdarzeń. Okazuje się, że Heder - kolaborant, w ten sposób chciał ratować życie tysięcy współobywateli. Jego przeciwnicy z łona tej samej partii byli zaś twardymi i nieustępliwymi rzecznikami "czystej rewolucji". W tę polityczną rozgrywkę wplątany zostaje Hugo. W wyniku kłamstw i manipulacji staje się on mordercą Hedera. I choć broni go młodzieńczy idealizm i fakt, że stał się narzędziem, na niego spadnie kara. Bo - o czym przypomina czarny golf - "jednostka ponosi w pełni odpowiedzialność za swoje czyny".

Choćby z tego streszczenia zorientować się można dlaczego na premierę "Brudnych rąk" czekać trzeba było do 14 października anno 1990. Na nic się zdały zapewnienia Sartre'a, źe nie jest to pamflet antykomunistyczny, lecz rzecz o polityce w ogólności i potrzebie moralności w niej, bez względu na system czy formację.

I właśnie tę uniwersalność akcentował w rzędzie pierwszym autor lubelskiej inscenizacji - aktor i reżyser w jednej osobie (przypomnijmy jego udane "Poobiednie igraszki") - Jacek Gierczak. To jego przesłanie zrozumiał odtwórca roli Hugona, dysponujący świetnym i urozmaiconym warsztatem aktorskim (trzy pełne godziny na scenie!) - Robert Łuchniak. Sądzę, że maluczko, a będzie się chodziło na tego aktora. Rola Jessiki (żona Hugona), będącej skrzyżowaniem wampa z modliszką, to kolejne, udane tego rodzaju wcielenie Joli Rycblowskiej. Brawa, które zebrał Wojciech Krzyszczak za rolę Hedera, należały mu się głównie za to, że ta postać nie trąciła pomnikiem.

Przedstawienie to nie rozpala jednak do dyskusji o manowcach władzy (nawet komunistycznej), ani o nędzy istoty ludzkiej. Po prostu: jest spóźnionym, choć celowym wspomnieniem Sartre'a oraz... naszej młodości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji