Artykuły

W obronie żuczków

W jednym z najpiękniejszych tekstów, który Witold Gombro­wicz zawarł w swoim "Dzien­niku", jest opis pobytu pisarza na plaży, gdzie leżały przewró­cone do góry brzuszkami żucz­ki. Chcąc im pomóc, najpierw odwrócił jednego, potem dru­giego, trzeciego... Kiedy wyda­wało mu się, że już je urato­wał, nagle zobaczył całą górę poprzewracanych żuków, któ­re smażyły się w ostrych pro­mieniach słońca. Zrozumiaw­szy, że nie pomoże wszystkim, odwrócił się i odszedł.

Jakiś czas temu, podczas po­bytu w Krakowie, Andrzej Se­weryn przeczytał ten fragment, stojąc na scenie teatru PWST. Kiedy wyciszonym głosem mó­wił nam o naszej bezradności, dochodząc do kolejnego prze­wróconego żuczka, wszyscy na widowni mieli łzy w oczach. Gdy Jan Peszek w przedstawie­niu Mikołaja Grabowskiego "Tango Gombrowicz", którego premiera odbyła się w Starym Teatrze, opowiadał tę samą hi­storię, wśród publiczności sły­chać było śmiechy, bardzo wie­le mówiące o podejściu reżyse­ra do twórcy "Operetki".

Spektakl nowego dyrektora krakowskiej sceny zapowiadał się jednak niezwykle interesu­jąco. Rozpoczęła go słynna kwestia: "Poniedziałek ja. Wtorek ja. Środa ja. Czwartek ja.", którą wypowiadało czte­rech, pojawiających się na sce­nie, Gombrowiczów. Powie­rzenie tej samej roli Jerzemu Treli, Janowi Fryczowi, Krzysztofowi Globiszowi i Ja­nowi Peszkowi od razu pod­kreśliło niezwykle skompliko­waną osobowość pisarza, jego zmienność i niejednoznacz­ność, czemu wyraz dawali tak różni przecież aktorzy. Zgod­nie z akcją powieści "Trans-Atlantyk", na której został oparty spektakl, oraz biografią samego pisa­rza, częściowo zawartą w "Dzienni­kach", odnaj­dujemy boha­tera przedsta­wienia w Ar­gentynie, tuż przed wojną, gdzie przypły­nął na pokła­dzie, zazna­czonego w scenografii przez Barbarę Hanicką świa­tełkami, stat­ku. Poznajemy środowisko tamtejszej Po­lonii, jej napa­wanie się "pol­skością", życie wśród narodo­wych mitów i stereotypów, a także zabiegi pisarza, chcą­cego w jakiś sposób zdobyć środki do ży­cia. Stara się on zbliżyć do miejscowej

arystokracji, a także ugania za chłopcami, co prowadzi do upokarzających sytuacji, ta­kich jak ta, w której nagi Gom­browicz Peszka stoi bezradnie na scenie po spotkaniu z przy­stojnym młodzieńcem.

Zresztą cały spektakl prze­sycony jest erotyzmem, który nie wynika tu o tyle z homoseksualnych zachowań pisa­rza, co z samego rytmu, dzia­łającego na zmysły tanga (świetna muzyka Stanisława Radwana). To ono nakręca tchnące kabaretowym du­chem sceny zbiorowe, przery­wane poważnymi fragmenta­mi cytowanych przez bohatera "Dzienników". Tak skon­struowane widowisko nie po­zwala skupić się na sprawach istotnych, o których bez wąt­pienia przedstawienie Gra­bowskiego mówi. W pamięci za to pozostają mało subtelne zabiegi reżyserskie, takie jak ten dotyczący krytyki, oczywi­ście literackiej - jak pisał Gombrowicz. Otóż bohater rozprawia się z recenzentami najpierw za pomocą noża, by następnie przejść do wiertarki i ogromnej, elektrycznej piły.

Ma to się nijak do finału spektaklu, w którym grający Gombrowicza aktorzy mówią o jego człowieczeństwie, pro­sząc: "Nie róbcie ze mnie ta­niego demona". Jego wyjątko­wa wrażliwość sprawiła prze­cież, że napisał o przewróco­nych na plecy żuczkach, nie wspominając przy tym, że wi­dok ten był choć przez chwilę dla niego zabawny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji