Artykuły

Kobieta pracująca

- To brzmi absurdalnie, ale cieszę się, że po całym dniu pracy mogę wyjść na scenę. To dla mnie moment odpoczynku - mówi MARIA SEWERYN, dyrektorka artystyczna Och-Teatru w Warszawie.

Każdy dzień zaczyna wcześnie rano i kończy późnym wieczorem. Codziennie pracuje w biurze i codziennie występuje na scenie. Jest matką, córką znanej matki, znaną aktorką i zarządza Och-Teatrem. MARIA SEWERYN. Pozwoliła nam zobaczyć, jak wyglądają 24 godziny z jej życia.

Jak było wczoraj? O kurde, już nie pamiętam - śmieje się Maria Seweryn. - Mylą mi się dni, pojutrze jadę z dziećmi na wakacje mam reisefieber i chęć pozałatwiania wszystkich spraw przed wyjazdem. Do tego mama jest na wakacjach i spadły na mnie obowiązki związane z Teatrem Polonia. W piątek się wymieniamy i mogę wyjechać na dwa tygodnie". Po chwili namysłu zaczyna jednak wyliczać, co robiła dzień wcześniej: "wieczorem grałam Mayday, potem poszłam z ojcem na kolację, cały dzień miałam spotkania, a rano moje dziecko spóźniło się na autobus do Ostródy".

W sierpniu większość teatrów zawiesza działalność, lecz Teatr Polonia i Och-Teatr wręcz przeciwnie. Co wieczór grany jest stały repertuar, a w ciągu dnia odbywają się spektakle w plenerze - w lipcu na placu Konstytucji, w sierpniu na Grójeckiej przed Och-Teatrem. Kiedy warszawiacy uciekają na wakacje, Maria Seweryn i Krystyna Janda pracują na dwa, a nawet trzy etaty. Prowadzą Fundację Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury, kierują teatrami i codziennie grają na scenie. "To brzmi absurdalnie, ale cieszę się, że po całym dniu pracy mogę wyjść na scenę. To dla mnie moment odpoczynku - tłumaczy Seweryn. - Dobrze znam historię, którą mam opowiedzieć. Czuję, że jestem na swoim terenie i nic mnie nie zaskoczy. Zostawiam wszystkie problemy za drzwiami i przez chwilę mam poczucie spokoju".

ZŁAPAĆ ODDECH

O 9 rano Maria Seweryn już jest na nogach. Ubrana w spodnie dżinsowe i biały podkoszulek, włosy ściągnięte gumką, twarz bez makijażu. Zapala papierosa, robi mocną kawę i siada przy stole. "Ideałem jest móc wyspać się po spektaklu i iść do teatru koło południa. Jednak jestem matką samotnie wychowującą dwójkę dzieci, mój dzień zaczyna się o siódmej rano, a kończy po północy - tłumaczy. - Staram się jednak nie przenosić teatru do domu. Kiedy jestem z dziećmi, tylko im poświęcam czas. Chociaż nie jestem supergospodynią i nie potrafię już ugotować obiadu. Zapomniałam jak to się robi. W codziennych domowych sprawach zastępuje mnie opiekunka Kasia, to nasz Anioł Stróż, dzięki niej na przykład mogę cię dziś poczęstować kawą". Starsza córka Lena ma 14 lat, Maria opisuje ją w kilku słowach: "Lena jest już duża, ma swoje życie, dużo koleżanek i kolegów. Śmiga na longboardzie, słucha muzyki, dużo czyta i interesuje się filmem. Ma spory dystans do świata. Kiedyś byłam na nią zdenerwowana, a ona tylko spojrzała na mnie i powiedziała spokojnie: mamo, wdech-wydech". O 7-letniej Jadzi mówi: "Jadzia ma charakter podobny do mojego, jest ekstrawertyczna i emocjonalna. Wychowywana jest przeze mnie i teatr. Spędza czas na próbach, pomaga rozkładać rekwizyty albo gra na iPadzie. Kiedy jesteśmy w biurze, lubi kłaść się pod biurkiem. Spytałam ją raz, czy na pewno jej wygodnie, a ona: uwielbiam tu być!".

W ciągu roku szkolnego ogarnięcie spraw domowych i zawodowych wymaga karkołomnej logistyki. Żeby się we wszystkim połapać, plan lekcji i zajęć dzieci wisi na lodówce, repertuar dwóch teatrów na afiszach, grafiki pracy dwóch teatrów, wszystkie sprawy wpisane są do notesu. W każdy piątek Maria musi przygotować grafik dla siebie, dzieci i opiekunki. "Jeśli wszystko to połączę ze sobą, mogę mieć dużo czasu też dla siebie i czuć się wolnym człowiekiem" - podkreśla. Od półtora roku ma przynajmniej jedno udogodnienie, mieszka dwa kroki od Och-Teatru. W kamienicy przy placu Narutowicza ma duże, przytulnie urządzone mieszkanie na poddaszu. Każda z córek ma własny pokój, a życie rodzinne toczy się w kuchni połączonej z salonem. Przy oknie stoi kanapa, na wysokich regałach rozłożone są książki, na biurku ustawiony jest stary komputer. "Nie mamy telewizora z inicjatywy dzieci. Jest Internet, płyty DVD i bajki, więcej czasu zostaje na czytanie i słuchanie muzyki. We wrześniu kupię do salonu rzutnik i duży ekran. Będziemy całą jesień oglądać filmy..." - planuje Maria. Co teraz czyta? "Po latach wróciłam do klasyki, machnęłam Gracza i Idiotę Dostojewskiego, Niecierpliwość serca Zweiga. Czytam też dużo sztuk, część to nowości z Londynu i Nowego Jorku, część teksty polskich dramaturgów. Wielu rzeczy nie jestem w stanie doczytać do końca, są bardzo niedobre".

DOBRE ŻARTY

Przed południem telefon dzwoni coraz częściej - to sygnał, że czas wracać do pracy. W białej koszuli, długim płaszczu i w przyciemnianych okularach Maria rusza do teatru. Na miejscu wita się z kasjerem, kłania się sprzątaczce i wchodzi do biura. Nad biurkiem wiszą zdjęcia Edwarda Kłosińskiego, córek Leny i Jadzi, a na ścianie plakat ze sztuki Opowiadania zebrane, w którym dziesięć lat temu zagrała z mamą. Przegląda maile, wykonuje kilka telefonów, pyta pracowników o bieżące sprawy i po godzinie 11 idzie do kawiarni w holu na śniadanie - zamawia jajecznicę, kanapkę i kawę. "Widziałam przed chwilą monitoring prasy, jakiś magazyn plotkarski donosi, że mama musi pracować w teatrze i nie może pojechać w tym roku na wakacje. A ona codziennie zdaje relację z wakacji na swojej stronie - uśmiecha się Maria. - Muszę dzisiaj odpowiedzieć na parę zapytań w sprawie wynajmu teatru na eventy, domknąć umowy na koncerty Michała Urbaniaka, Soyki i Strachów na Lachy, i podpisać umowy z Fundacją Atelier na zajęcia plastyczne dla dzieci w teatrze w trakcie spektakli". Do jej obowiązków należy prowadzenie negocjacji z firmami i podpisywanie umów, organizacja pracy teatru i planowanie repertuaru. "Trzeba ustalić terminy z aktorami, którzy mają też inne zobowiązania. Sprawdzić dostępność sal, wziąć pod uwagę lepsze dni i gorsze w kalendarzu. Przejrzeć raporty pod względem frekwencji i podjąć decyzje sprzedażowe - tłumaczy. Nigdy w życiu nie pracowałam tyle na komputerze, ale sprawia mi to ogromną przyjemność. Może mam też duszę urzędnika?".

W międzyczasie Maria zagląda na salę, gdzie trwają próby do Wąsów Teatru Montownia. Przysiada się do Marcina Perchucia i Macieja Wierzbickiego, przysłuchuje się ich opowieściom i co chwila wybucha śmiechem. "Kiedy pojawiają się słabsze, trudne chwile i mam dość , idę na salę. Siadam na próbie i szybko nabieram poczucia sensu - przyznaje. - Z panami z Montowni bardzo się lubimy, mamy wspólne gusta i podobnie myślimy o zawodzie, więc często współpracujemy. Chciałabym, żebyśmy stali się pierwszym teatrem komediowym w Polsce, a między innymi oni to gwarantują". W jesiennym repertuarze pojawią się też komedie cieszące się już wielkim powodzeniem jak Trzeba zabić starszą panią w reżyserii Cezarego Żaka z Barbarą Krafftówną w roli głównej, Weekend z R. wyreżyserowany i zagrany przez Krystynę Jandę, Pocztówki z Europy w doborowej obsadzie, z Magdaleną Zawadzką, Leonardem Pietraszakiem, Wiesławą Mazurkiewicz. "Bałam się skierowania Och-Teatru tylko na repertuar komediowy, ale zaczyna mi się to podobać. Umiemy to robić na najwyższym poziomie, mamy dobre teksty i grają u nas genialni aktorzy. Dla mnie momentem przełomowym była farsa fars Mayday. Uwielbiam ją grać, bo przez dwie godziny sale wypełnia totalny śmiech. To dawka energii i radość nie do opisania, a Czechowa możemy grać w Polonii - tłumaczy Seweryn. - Chcę, żeby widzowie przychodzili do nas się rozluźnić i popłakać ze śmiechu".

.PEŁNE POŚWIĘCENIE

Dzisiaj wieczorem Maria również gra w Mayday. Zanim będzie mogła przygotować się do spektaklu, przez cały dzień jej energię pochłaniają sprawy organizacyjne. Około 13 jedzie do lekarza wziąć lekarstwa na wyjazd. "W lutym wylądowałam w szpitalu. Miałam atak bólu, ale jakoś zagrałam tego dnia trzy spektakle, żegnaliśmy się z Bogiem Woody ego Allena. Leżałam tydzień w łóżku i płakałam, bo przeze mnie odwoływaliśmy przedstawienia. Nie dotarło do mnie, że stała się rzecz poważna - wspomina. - Trzeciego dnia przyszedł lekarz z profesorem i powiedział: panie profesorze, pacjentka nie płacze z bólu, tylko z powodu odwołanych spektakli!". Przez ostatnie trzy lata prowadziła intensywne życie, ciężko pracowała, nie spała po nocach, miała problemy osobiste. Na szczęście wszystko ma za sobą -odstawiła alkohol, przeszła na dietę, nie może

tylko rozstać się z fajkami. Jej zaangażowanie w Teatr Polonia i Och-Teatr doprowadziło też do tego, że prawie przestała pojawiać się w filmach i w telewizji. "Zapytałam niedawno moją agentkę, dlaczego tak jest. Ona mówi, że jestem postrzegana jako ambitna aktorka i trudno będzie się ze mną współpracowało na planie na przykład serialu, który, jak wiadomo, wymaga dużych kompromisów, schowania ambicji do kieszeni - tłumaczy. - A może po prostu wypadłam z tego środowiska? Filmowcy nie chodzą do teatru, bo jest dla nich nudny. To uproszczenie, ale często uważają też, że aktor teatralny nie wypadnie dobrze na ekranie".

Powoli robi się popołudnie, ale Maria nie ma czasu na obiad. Zjada tylko kawałek ciasta w kawiarni i po godzinie 16 idzie sprawdzić przygotowania do występu Hey Joe! Jana Jangi Tomaszewskiego, granego w plenerze przed Och-Teatrem. "Janga ma piękny, pijacki głos, śpiewa bluesowe piosenki i opowiada historie o kobietach. Wczoraj zebrało się menelstwo z Ochoty i przysłuchiwało się z ciekawością. Przyszło też trochę starszych osób i dzieci - mówi. - Występy plenerowe to totalne przeżycie. W lipcu grałam na placu Konstytucji, wśród widzów pojawiają się wariaci, pijacy, bezdomni i na przykład krzyczą coś do nas. Podoba mi się też, że gramy w ciągu dnia i mogę widzieć twarze publiczności, w plenerze jest inny kontakt z widzem". I snuje dalej plany związane ze sceną Och-Grójecka - do końca wakacji dla dzieci Kopciuszek i Pchła Szachrajka, dla starszych Związek otwarty i Lament na Placu Konstytucji. Tymczasem po skargach sąsiadów na hałas pojawia się patrol straży miejskiej. Maria idzie wyjaśnić sytuację, potem wraca do ekipy nagłośnieniowej. "Z wieloma z tych osób znam się z Teatru Polonia. Wykształciła ich moja mama, tu przeszli ze mną. Ja też w Polonii robiłam różne rzeczy, na przykład sprzedawałam bilety. Dużo się wtedy nauczyłam, kontaktu z widzem, rozpoznawać kim on jest, jak należy z nim rozmawiać i w związku z tym, jaki spektakl mu polecić. Kasjer to niezwykle ważna funkcja w teatrze, do tego też trzeba mieć talent - wspomina. - Przez trzy lata w Och-Teatrze powstała świetna grupa pracowników. Po drodze wiele osób się wykruszyło, bo praca jest wymagająca i nie da się tu być bez zaangażowania".

Wreszcie wybija godzina 18, Maria obwieszcza szczęśliwa: "Idę być aktorką!". Po sali kręcą się Rafał Rutkowski i Maciej Wierzbicki, czyli główny bohater Mayday John Smith oraz inspektor Thoughton. Aktorka kieruje się przez elegancką salę do garderoby, którą nazywa "najbardziej syfiastym i ulubionym miejscem w teatrze". Siada w fotelu przed lustrem, makijażystka maluje jej twarz, usta, brwi, powieki, dokleja długie rzęsy, upina włosy. Za chwilę zmieni ją w panią Mary Smith - piękną i naiwną damę, jedną z dwóch żon Johna Smitha. Po dwudziestu minutach miejsce na fotelu zajmuje Monika Fronczek, czyli Barbara Smith, druga żona pana Smitha. Maria w makijażu, podkoszulku i w dżinsach wychodzi na tyły teatru. Siada na brudnym murku i zapala papierosa. "To ulubione miejsce moje i meneli z Ochoty - mówi. - Godzinę przed spektaklem zaglądam do nich i uprzedzam, że zaraz będą schodzili się aktorzy. Oni grzecznie mnie witają: dzień dobry pani Marysiu, zaraz spadamy. Przypominam im o zabraniu butelek, oni na to: jasna sprawa, pani Marysiu". Za chwilę na schodach pojawiają się opalony Stefan Friedman, który gra homoseksualistę Bobby'ego Franklyna i Artur Barciś z torbą pod pachą, który gra sąsiada Stanleya Gardnera. Na rowerze dojeżdża Adam Krawczuk, czyli inspektor Porterhouse. Maria z każdym zamienia kilka zdań, a potem znika w garderobie, żeby przećwiczyć z siostrą Magdaleną Kłosińską kilka kwestii, które wczoraj zapomniała.

W holu zebrało się ponad 200 widzów - większość elegancko ubrana, część to ludzie starsi, część w średnim wieku, jest też młodzież w kolejce po wejściówki. Po 19.30 sala się zapełnia, gaśnie światło i z głośników dobiega piosenka She Loves You The Beatles. Na scenę wybiega Maria Seweryn w błękitnej sukience i szpilkach, z kokiem na głowie. Przez dwie godziny aktorzy grają brawurowo, a publiczność nie przestaje się śmiać z dialogów i żartów sytuacyjnych. W przerwie Maria zjada dwie kanapki i łapie oddech, reszta pije wodę, wymienia się opiniami na temat olimpiady, a po 20 minutach wracają na scenę. Na koniec zbierają gromkie brawa, widzowie zadowoleni wychodzą z sali. "Dobrze mi się grało, chociaż ciśnienie było niskie - podsumowuje. - Czy były jakieś potknięcia? Parę było, ale nie mogę zdradzić, jakie. Najważniejsze, że wszyscy dobrze się bawili". Maria jest spocona, ale uśmiech nie schodzi jej z twarzy. Przyznaje, że po takich emocjach nigdy nie jest w stanie od razu zasnąć. Nie ma dzisiaj dzieci w domu, więc jedzie do swojej dobrej znajomej Marii Peszek i zdradza - "Może posłucham jej nowej płyty, nie mogę się doczekać..." Niestety nie będzie mogła siedzieć u niej długo - o 9 rano musi być z powrotem w Och-Teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji