Łódź. Premiera "Jaja węża" u Jaracza
Małgorzata Bogajewska, reżyserka Teatru Jaracza, znana m.in. z inscenizacji "Kotki na rozpalonym, blaszanym dachu", "Bram raju" czy "Zszywania" realizuje spektakl oparty na scenariuszu Bergmana z 1977 roku. Premiera 30 września.
Gdy Ingmar Bergman w latach 70. przeprowadził się do Monachium, nie ukrywał, że stolica Bawarii przygnębiała go swoją specyfiką. To przecież tam w 1923 roku Adolf Hitler po raz pierwszy spróbował przejąć władzę. Pucz się nie powiódł, ale - zdaniem nie tylko Bergmana - już wtedy można było prorokować pojawienie się faszyzmu. Bardziej wnikliwe spojrzenie na otaczającą rzeczywistość wystarczyło, by jak w jaju węża "przez cienką błonę zobaczyć doskonale ukształtowanego gada".
"Jajo węża", film Bergmana z 1977 roku, koncentruje się na losach pary artystów - cyrkowego akrobaty i piosenkarki kabaretowej - postawionych w obliczu śmierci jej męża (a jego brata) w obcym mieście i wobec nieprzyjaznych ludzi. Para spotyka naukowca eksperymentatora, który wprawdzie oferuje im pomoc, ale za szczególną cenę. Wkrótce cyrkowiec zostanie oskarżony o zbrodnie, których nie popełnił.
Bergmanowski scenariusz na teatralny język postanowiła przełożyć Małgorzata Bogajewska, reżyserka znana widzom Jaracza z realizacji "Kotki na rozpalonym, blaszanym dachu", "Bram raju" czy "Zszywania".
- Spektakl przekazuje rodzaj poczucia, że świat, który znamy, rozpada się - wyjaśnia. - Jesteśmy bezbronni wobec pojawiających się w nim mechanizmów. Człowiek wypada z jakiegoś życia i musi bardzo szybko połapać się w sytuacji. "Jajo węża" opowiada o narodzinach nazizmu, ale nazizm nie wziął się znikąd. Wziął się z braku poparcia, z sytuacji, gdy nie ma poczucia bezpieczeństwa i własnej godności. Opowieść Bergmana o Berlinie lat 20. i jego społeczeństwie stała się dla mnie opowieścią bardziej jednostkową, co nie oznacza, że temat upadku świata zniknął. On został po prostu pokazany z perspektywy jednego człowieka.