Artykuły

Na scenie gigantyczne karpie i czołgi

"Śmierć pięknych saren" w reż. Pawła Szumca w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Pisze Magdalena Mach w Gazecie Wyborczej - Rzeszów.

Choć po czterogodzinnym "Hamlecie" pozostał mi uraz do... teatralnych foteli, to tym razem dwie godziny w Teatrze im. Siemaszkowej minęły niepostrzeżenie, a potem pojawił się żal, że już koniec. "Śmierć pięknych saren" to spektakl tworzący spójną całość - i jest to całość udana.

W weekend Teatr im. Siemaszkowej pokazał pierwszy premierowy spektakl w tym sezonie - "Śmierć pięknych saren", na podstawie zbioru opowiadań czeskiego pisarza Oty Pavla. Adaptacji dokonał Paweł Szumiec, który również sztukę wyreżyserował.

O czym jest książka, którą Mariusz Szczygieł, znany czechofil, reklamował jako najwspanialszą powieść antydepresyjną? Ktoś kiedyś napisał w wielkim uproszczeniu, że tak naprawdę "Śmierć pięknych saren" jest o... rybach. W sztuce Szumca ryby są tylko elementem scenografii. Jej filarem jest Tatuś. Opowiada o nim syn Ota. Opowiada dosłownie, nie schodząc niemal ani na moment ze sceny. Rozbudowane monologi dopełniają scenki, wizualizacje wspomnień za dzielącą scenę przezroczystą zasłoną, która służy jako ekran dla projekcji multimedialnych, ale też działa jak mgła, przez którą obraz wspomnień jest jakby trochę nieostry.

Leon Popper jest sprzedawcą odkurzaczy i lodówek marki Electrolux - i to nie byle jakim, najlepszym. Potrafi sprzedać odkurzacze mieszkańcom wsi, w której nie ma prądu. Jego błyskawiczna kariera, nieustająca fascynacja piękną żoną szefa oraz perypetie z kupionym za mnóstwo pieniędzy stawem, w którym - jak się okazało - pływał jeden karp - wypełniają połowę spektaklu. Urocze, zabawne, ocierające się momentami o groteskę historyjki pozwalają autentycznie polubić tego sprytnego komiwojażera. Wojna: na ekranie czołgi, maszerujący żołnierze. Dobrze znamy te obrazy ze starych kronik filmowych. Leon jest Żydem. Jego synowie mają jechać do obozu koncentracyjnego, a jego najważniejszym życiowym zadaniem staje się zdobycie dla nich mięsa, za wszelką cenę, nawet z narażeniem własnego życia. Ta opowieść jest kulminacją spektaklu. Wojna mija, nastaje komunizm. Leon angażuje się w ideę z zapałem godnym sprzedawania odkurzaczy i lodówek. Tym boleśniejsze będzie rozczarowanie. Całe oszczędności inwestuje w hodowlę rasowych królików. Co się z nimi stanie?

Mogłabym zdradzić zakończenie - nie miałoby to najmniejszego znaczenia dla odbioru tej sztuki. Bo nie o samą historię tu chodzi. Równie ważny jest sposób jej podania - coś, co można określić "czeskim klimatem", choć konia z rzędem temu, komu uda się to pojęcie zdefiniować. Może chodzi o tę wyjątkową umiejętność czeskich autorów pisania o najtrudniejszych sprawach z dystansem, a nawet humorem?

Opowieść Oty Pavla w adaptacji Szumca ani na chwilę nie wywołuje emocji skrajnych - anegdoty z czasów przedwojennych nie powodują rechotu, tylko uśmiech, a dramatyczne opowieści wojenne - nie wyciskają potoku łez, tylko wzruszają.

Ale to wcale nie oznacza, że emocji tu nie ma. Są - ale głęboko w środku i zostają tam na długo po oklaskach.

Ta sceniczna opowieść zbudowana została z elementów, które się dopełniają, tworząc historię ludzką, ciepłą i piękną.

Reżyser podążył za klimatem tekstu. Komediowy charakter części "przedwojennej" spektaklu podkreślił wstawkami stylizowanymi na nieme kino. Część "wojenna" i "powojenna" - choć wzruszająca, też nie została pozbawiona elementów groteskowej deformacji.

Scenografia wzbogacona jest przez wizualizacje na ekranie: oglądamy na nich ogromne karpie z marzeń Leona i fragmenty starych dokumentalnych filmów. Ważna jest muzyka Aleksandra Brzezińskiego, która pomaga "czeski klimat" budować, a także trafnie ilustruje opowieść. Robert Chodur - w świetnej formie - słodko-gorzki, idealny aktor do roli Tatusia.

To nie jest rzecz o wojnie ani o ciężkich czasach komuny - te zostały tylko zasygnalizowane. To historia o Tatusiu i Mamusi, o rzeczach codziennych, które w trudnych czasach mają inny wymiar.

Opowieść jest prosta i tak też została opowiedziana przez autora i reżysera. Tragicznej wymowy nabiera dopiero, gdy przypominamy sobie, że powstała w szpitalu psychiatrycznym, gdzie Ota Pavel trafił po tym, jak podczas zimowej olimpiady w 1964 r. usłyszał głosy Niemców i powróciła trauma II wojny. Potem zaczął widzieć diabła i podpalać budynki. W szpitalu zamiast przyjmować leki w ramach terapii zaczął pisać...

To jeden z krótszych spektakli ostatniego roku w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Tylko dwie godziny, ale ile w nich treści...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji