Artykuły

Występ na Open'erze to moja trzecia młodość

- We wczesnej młodości współpracowałem z poznańskim teatrem "Marcinek", ale nawiasem mówiąc pisałem wtedy do prawie wszystkich teatrów lalek w Polsce. Napisałem m.in. "Najdzielniejszego z rycerzy", którego potem mój uczeń Marek Stachowski rozszerzył i stworzył operę dla dzieci - mówi kompozytor KRZYSZTOF PENDERECKI.

U progu swej kariery pisał Pan muzykę do spektakli wystawianych przez poznański teatr "Marcinek". Latem tego roku odebrał Pan z żoną nagrodę festiwalu Transatlantyk, a w sobotę dyrygował Pan koncertem swojej muzyki na festiwalu Musica Sacromontana w Gostyniu. Jakie jest znaczenie Poznania i Wielkopolski w Pana życiu?

Krzysztof Penderecki: - To mój powrót do Wielkopolski, bo tak się złożyło, że nie bywałem tutaj przez długie lata. Ale pamiętam doskonałą interpretację mojej opery "Czarna maska" w poznańskim Teatrze Wielkim - mówi się, że była to najlepsza inscenizacja w całej historii teatru i było to dla mnie najważniejsze przeżycie artystyczne związane z Wielkopolską. Mam więc dobre wspomnienia. Złych nie. We wczesnej młodości współpracowałem z teatrem "Marcinek", ale nawiasem mówiąc pisałem wtedy do prawie wszystkich teatrów lalek w Polsce. Napisałem m.in. "Najdzielniejszego z rycerzy", którego potem mój uczeń Marek Stachowski rozszerzył i stworzył operę dla dzieci.

Wydarzeniem ubiegłego roku była płyta podpisana wspólnie przez Pana i Jonny'ego Greenwooda, gitarzystę zespołu Radiohead. Skąd wziął się ten pomysł?

Krzysztof Penderecki: - Najpierw ktoś mi przysłał jego wywiad, z którego dowiedziałem się, że moja muzyka inspiruje go. Chciałem go poznać, więc przyjechał do Krakowa. Ciekawiło mnie to, że muzyk o zupełnie innej proweniencji artystycznej interesuje się moją muzyką. Okazało się, że poznaliśmy się przed laty, po którymś moim koncercie w Londynie, gdy Greenwood miał 15 lub 16 lat. Już wtedy interesował się moją twórczością. W Krakowie poszliśmy na kolację. On mówił cały czas o "Trenie". Ja sugerowałem mu "Polimorfię", która, moim zdaniem, jest ciekawsza. Przesłałem mu ją i zachwyciła go tak, że postanowił napisać wariacje właśnie na temat "Polimorfii". W sumie powstały dwa utwory, z których jeden ma aż 22 minuty. A więc jest długi. Krótko mówiąc okazało się, że Greenwood jest zdolnym kompozytorem muzyki nowoczesnej. Potem zorganizowano koncerty we Wrocławiu. Pojechaliśmy do Londynu i wreszcie na Open'er Festival w Gdyni. Tam stało się coś niesłychanego. Tej muzyki słuchało 40 tysięcy ludzi. Dla mnie oznacza to trzecią młodość.

Dlaczego?

Krzysztof Penderecki: - Ja wcześniej stroniłem od takiej muzyki, nie słuchałem jej nawet dla siebie. Byłem ignorantem w tych sprawach. A tam okazało się, że nawet nastolatki słuchają mojej muzyki sprzed więcej niż pół wieku. Słuchają w skupieniu, na stojąco, bo skąd wziąć 40 czy 50 tys. krzeseł. Nie rozmawiają, niczego nie piją. Tylko słuchają. To właśnie jest niesłychane.

Ludzie boją się muzyki współczesnej. Czy to oznacza, że sytuacja się zmieniła?

Krzysztof Penderecki: - Młodzież nie boi się niczego. Nawet tego "diabolo in musica" z tamtego okresu.

Dobiega Pan osiemdziesiątki. Jakie plany twórcze?

Krzysztof Penderecki: - Nie liczę się z wiekiem. Mam plany kompozytorskie na co najmniej 20 lat. Ile z tego napiszę nie wiem. Jak Pan Bóg da to napiszę.

Dlaczego podczas festiwalu Musica Sacromontana połączył Pan swoją twórczość z Antoninem Dworakiem?

Krzysztof Penderecki: - To m.in. kwestia zespołu. Akademia Beethovenowska zna moje utwory i mogliśmy zagrać Mozarta, ale Mozart jest już trochę nudny. Uważam, że "Serenada na orkiestrę smyczkową" Dworaka to cudowny utwór. Oczywiście wszystko można grać, nawet Piazzollę. W przypadku składanki takiej jak ta, gdy w pierwszej części są moje trzy krótkie utwory, w drugiej części powinno być coś dłuższego. Symfonia albo serenada.

A wracając do planów twórczych...

Krzysztof Penderecki: - Mam trochę renesansowe zainteresowania. Uprawiam wszystkie gatunki muzyki tak jak moi bardzo starsi koledzy - klasycy i romantycy. Od muzyki a cappella, poprzez kameralną, symfonię po oratoria, opery i muzykę instrumentalną. I w tym kierunku idę dalej. Napisałem 16 koncertów. Niedawno ukończyłem Koncert podwójny na skrzypce i altówkę, którego polskie prawykonanie odbędzie się 23 listopada w Poznaniu. Z wiekiem natomiast coraz bardziej ciągnie mnie do muzyki kameralnej. Bo to muzyka najwyższych lotów i nie każdy ją potrafi pisać i w Polsce jej prawie nie ma. W repertuarze ostał się Kwintet Juliusza Zarębskiego, Szymanowskiego prawie się nie gra. Jest Sonata wiolonczelowa Chopina. Nie ma kompozytorów, którzy by taką muzykę pisali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji