Artykuły

Samotność

Po pierwszym powakacyjnym Krakowskim Salonie Poezji, na którym wiersze o szaleństwie czytali Małgorzata Zawadzka i Grzegorz Mielczarek pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Coś pękło w gardle. Dziwne. W połowie wiersza, w połowie słowa albo między słowami - nagle zmienił intonację. Dlaczego? Bardzo dziwna to była sekunda, bo przecież wszystko szło, jak iść miało. Na pierwszym powakacyjnym Salonie Poezji - spotkaniu w ramach kampanii "Schizofrenia - Otwórzcie drzwi" - Małgorzata Zawadzka i Grzegorz Mielczarek czytali wiersze o szaleństwie.

Czysto, niespiesznie, taktownie, jak na to zasługują mózgi dla nas niepojęte. Anna Świrszczyńska, Renate Schoof, Rafał Wojaczek, Anne Sexton, Emily Dickinson, Łukasz Surzycki, inni jeszcze, znani i nieznani, zdrowi i ci raczej nie bardzo - każde z ich słów mówili z dobrą pokorą, jak rozsądny człowiek o obcych mu ciemnościach. Inaczej można nazwać to porządnym profesjonalizmem. I nagle ta przemiana w gardle Mielczarka, niepojęty skok do intonacji intymnej, prywatnej - zejście na własne dno, gdzie my już nie byliśmy potrzebni.

Czytał "List do pozostałych" - tylko w połowie przytomne, czarne zdania, które Edward Stachura kreślił kilka minut przed śmiercią. Gdzieś w połowie wiersza, może w środku słowa "samotność" albo "przemienienie", może w pauzie między "strasznie" a "nie do zniesienia" - właściwie co się stało? Jakiś zły obraz wrócił do Mielczarka z przeszłości? Przypomniała się bezradność nad czyimś stygnącym czołem? Usłyszał echo jęków, słów, milczenia, których już nigdy nie chciał słyszeć? Jakiś stary żal przyszedł i zgniótł mózg? Stary ból? Stara potworność? Stara ciemność? A może było, jak często bywa - ot, zły dzień, fatalna pogoda i ostatnie, czarne słowa półtrupa, tak po prostu do kupy się zebrały, za gardło chwyciły i wycisnęły łzę?

Nie wiem. Nikt nie wie. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Pamiętam tylko, wciąż widzę to z detalami: w połowie "Listu do pozostałych", w połowie słowa, albo między słowami, Mielczarek czoło na prawej dłoni opiera tak, żeby nie było widać coraz bardziej słonych oczu, i doskonale nieoficjalnym głosem, czytając już tylko dla siebie - odchodzi dokądś, daleko, głęboko w pamięć, na dno, w czas zupełnie nie nasz. Odchodzi, nie ruszając się z miejsca. Nie należało iść za nim. Dziś też nie należy. Bywają samotności nieosiągalne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji