Artykuły

Inne oblicze władcy

Najnowsza inscenizacja "Króla Rogera" w Operze Narodo­wej jest pierwszą tak konse­kwentną próbą innego odczytania dzieła spółki Szymanowski-Iwaszkiewicz. Czy jednak: inaczej znaczy również: lepiej?

Z tego spektaklu wychodzimy oszołomieni i przytłoczeni mnogo­ścią wyrafinowanych rozwiązań plastyczno-inscenizacyjnych. Im dłużej jednak o nich myślimy, tym trudniej doszukać się w nich spój­nego sensu. Realizatorzy odrzucili wszelkie motywy sycylijskie "Króla Rogera", będące efektem fascyna­cji kompozytora Sycylią i jej histo­rią. Nie interesuje ich konflikt między surowym światem chrze­ścijańskim a nieskrępowanym w swej swobodzie światem Dioni­zosa. Nie zagłębiają się w osobiste dylematy Szymanowskiego i jego librecisty Iwaszkiewicza. Być może są to tematy mocno zwietrzałe i nieinteresujące widza u schyłku XX wieku. Jeśli jednak sięga się po "Króla Rogera", coś trzeba dać w zamian.

Reżyser skupił się na dramacie wewnętrznym tytułowego władcy przeżywającego kryzys wiary w wy­znawane dotychczas wartości. Ta­jemniczy Pasterz to jakby jego dru­gie, odmienne "ja", które zresztą ponoć każdy człowiek skrywa w so­bie. Granica między realnością zdarzeń a światem marzeń Rogera staje się mało dostrzegalna. Ten pomysł sprawia wszakże, że wszystkie inne postacie potraktowano w sposób jednowymiarowy. Nie ma między nimi konfliktów i napięć, co z kolei zmusza reżysera do eska­lacji inscenizacyjnych pomysłów, by w ten sposób utrzymać uwagę widza w napięciu.

Ten spektakl to mieszanka wy­sublimowanego wizjonerstwa i warsztatowej nieporadności. Pięk­ną komnatę królewskiego pałacu w II akcie ozdobiono dwiema ko­lumnami, które znacznej części publiczności uniemożliwiają śle­dzenie akcji. Początek aktu III to bardzo oryginalna plastyczna kom­pozycja przestrzenna, która póź­niej w żaden sposób nie zostanie wykorzystana. Już zresztą początek dodany przez reżysera odziera "Króla Rogera" z tajemnicy, bo chóry w katedrze powinny za­brzmieć w mroku i ciszy, w prze­ciwnym razie zamysł kompozytora zostaje zaprzepaszczony. Ale sub­telna tkanka muzyczna aż do fina­łu została przytłoczona kolejnymi obrazami, których zimna i często odpychająca estetyka nie przystaje do klimatu dzieła.

Tymczasem niezależnie od tego, czy "Króla Rogera" zamierza się wystawić tradycyjnie czy nowo­cześnie, pierwszeństwo należy od­dać muzyce. Dowodzą tego rów­nież liczne dowody uznania, z jaki­mi opera Szymanowskiego spoty­ka się w świecie. W Operze Naro­dowej stało się inaczej, muzyka pozostaje w cieniu i to z wielu powodów. Występ Izabelli Kłosiń­skiej uznać trzeba za pomyłkę ob-sadową, a artystka z taką pozycją i dorobkiem powinna wiedzieć, że jej głos o ciemnej obecnie barwie nie przystaje do ozdobionej wyrafi­nowaną ornamentyką partii Rok­sany. Adam Zdunikowski opraco­wał rolę Pasterza bardzo starannie, ale jako tenor o delikatnym głosie nie mógł odnieść pełnego sukcesu na tak wielkiej scenie, w takiej in­scenizacji i z takim dyrygentem. Interpretacji Jacka Kaspszyka bra­kowało bowiem troski o odpowied­nie proporcje brzmieniowe, o wy­eksponowanie solistów, a wiele fi­nezyjnych momentów partytury uległo po prostu zatarciu. Po raz kolejny natomiast trzeba pochwa­lić chór Opery Narodowej prowa­dzony przez Bogdana Golę. Należy również cieszyć się, że wziął udział w tym przedstawieniu Wojciech Drabowicz (Król Roger). On jedy­ny umiał pogodzić koncepcję reży­serską z muzyką Szymanowskiego. Stworzył przemyślaną kreację, za­kończoną efektowną interpretacją hymnu do słońca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji