Artykuły

W Toruniu jak w amfiteatrze w Opolu

"Koncert życzeń" w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. Pisze Wiesław Kowalski w serwisie Teatr dla Was.

Iwona Kempa zapowiadając nowe wydarzenie sezonu teatralnego 2012/2013 uczciwie zaznaczyła, że będziemy mieli do czynienia z koncertem, a nie z przedstawieniem teatralnym. I słowa dotrzymała. Konwencja estradowa zawładnęła gmachem przy Placu Teatralnym. Jednakże podtytuł "Koncertu życzeń" - Krótka historia muzyki rozrywkowej - a także nazwiska opiekunów artystycznych przedsięwzięcia, samej Pani Dyrektor i Jacka Bończyka, który nie raz w końcu wystąpił w tego typu widowiskach podczas Przeglądów Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, mogły sugerować, że będziemy jednak świadkami wyśpiewanej opowieści o latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, które również w muzyce komentowały niełatwą rzeczywistość, w której przyszło nam wtedy żyć.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem, że patroni artystyczni koncertu, ograniczyli się jedynie do typowo estradowego potraktowania akcji pod hasłem "Wspieram nasz teatr", a zatem ustalenia kolejności występów poszczególnych wykonawców, kilku filmowych nagrań składających życzenia aktorów nagranych w garderobie i przebiegów - chyba nazbyt jednak częstych - dwójki aktorów odpowiedzialnych za ustawienie mikrofonów we właściwych miejscach sceny.

Dlaczego uważam to za swego rodzaju nadużycie? To, że aktorzy toruńskiego teatru są szalenie muzykalni i świetnie śpiewają wiadomo nie od dziś. Mieli okazję w końcu sprawdzić się w tak trudnym repertuarze jak "Opera za trzy grosze", w musicalu "Gra" czy w przedstawieniach muzycznych złożonych z piosenek Grzegorza Ciechowskiego czy Marka Grechuty. Zaproponowanie im śpiewania znanych i popularnych piosenek w niemalże tak samo brzmiącym opracowaniu muzycznym, niczym na estradzie w opolskim amfiteatrze, nie jest dla horzycowych artystów żadnym nowym wyzwaniem.

W przypadku skleconego na prędce "Koncertu życzeń", trudno odnieść wrażenie, by mogło być inaczej, mamy do czynienia z kolejnymi replikami przebojów znanych z interpretacji polskich piosenkarek, piosenkarzy i zespołów, będących gwiazdami muzyki rozrywkowej w latach od 60-do 90. Pojawiające się od czasu do czasu próby inscenizowania materiału muzycznego są tak banalne, że niewarte wspomnienia.

Szkoda aktorów, którzy już kilka lat oczekują na teatralne zadania i wyzwania godne ich wszechstronnego talentu. Tymczasem Teatr Horzycy, pomimo wielu słów krytyki, które padają z różnych stron, wciąż pogrąża się w artystycznym niebycie, marazmie i teatralnej nicości. Jadwiga Oleradzka, z trudem i ze zdziwieniem przyjmująca dominację niepochlebnych opinii na temat toruńskiego teatru, bez wątpienia jako riposty użyje fakt kompletów na widowni i stojących owacji (sam byłem ich świadkiem), nie zmienia to jednak faktu, że Teatr Horzycy trzeba przewietrzyć.

I to jak najszybciej. Obawiam się, że odejście Iwony Kempy, która od 1 stycznia opuszcza stanowisko Dyrektora Artystycznego, niewiele tu zmieni. Apodyktyczność i pryncypialność ostatnich wypowiedzi Jadwigi Oleradzkiej, a także jej gust teatralny, który w środowisku uchodzi za nienajlepszy, nie wróży toruńskiej instytucji najlepiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji