Artykuły

Kim Pan jest, Panie L.?

"Kliniken. Miłość jest zimniejsza niż śmierć" w reż. Łukasza Twarkowskiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Jolanta Nabiałek w Teatraliach.

Czytam recenzje spektaklu "Kliniken. Miłość jest zimniejsza niż śmierć" i coś mi cały czas nie pasuje. Szaleństwo, życie, śmierć, społeczeństwo, relacje - takie interpretacje leżą niebezpiecznie blisko prób usprawiedliwienia bełkotu. A jednak "Kliniken" nim nie jest, przynajmniej nie do końca.

Klucza do zrozumienia tego spektaklu szukam przewrotnie w biografii reżysera. Nie trzeba jednak wiedzieć, że Łukasz Twarkowski jest uczniem Krystiana Lupy, żeby w przedstawieniu znaleźć wyraźne nawiązania do przedstawień mistrza. Oto mamy scenę rozstania kochanków. Cięcie. Okazuje się, że to grupa artystów kręciła film. Zdjęcia skończone, zaczyna się impreza wieńcząca owocną współpracę. Spodziewam się, że będzie o relacjach panujących w środowisku teatralnym, ale aktorzy zaczynają odgrywać pacjentów szpitala psychiatrycznego. Potem mamy przerwę, po której znowu wracamy do koncepcji kręcenia filmu i sceny rozstania kochanków.

Reżyser miesza ze sobą dwa porządki. Świat filmowy zostaje nałożony na rzeczywistość szaleńców. Nie należy na tej podstawie wysnuwać jednak banalnego porównania: "być artystą, to być wariatem". Powiązanie jest nieco subtelniejsze i niezrozumiałe dla niewtajemniczonych, a jego forma - hermetyczna. Wystarczy być jedynie obserwatorem artystycznych eksperymentów Lupy, żeby dostrzec, że Twarkowski przedstawia alternatywną wizję teatru (może to za dużo powiedziane, skoro opiera się wyłącznie na negacji) w stosunku do swojego mistrza.

W drugiej części przedstawienia jest scena, w której domorosła aktorka flirtuje z reżyserem, próbując nakłonić go tym samym do stworzenia dla niej roli. Dwoje ludzi bawi się kamerą, mężczyzna filmuje kobietę, która reaguje na to, że jest nagrywana. W pewnym momencie aktorka się buntuje. Pyta reżysera: "Kim Ty właściwie jesteś? Ty jesteś zerem!" Stek przekleństw, który leci z ust pijanej kobiety, można odczytać jako oskarżenie mentora o zabawę aktorem i widzem; o grę, w której liczy się tylko artystyczny efekt. Oprócz kamery wykorzystano też ekrany, na których oglądamy część akcji. Spotęgowanie tych środków artystycznego wyrazu częściowo odsłania ich pustkę.

Negacja teatru Krystiana Lupy to jedyny trop interpretacyjny w spektaklu Twarkowskiego, który ma w sobie świeżość i moc przekonywania. Wszystkie pozostałe trącą wtórnością, absolutnie się nie bronią. Pytanie tylko, czy można zbudować artystycznie spójne, dojrzałe i ciekawe przedstawienie na samej negacji? Być może jest to preludium do zaprezentowania własnej, pozytywnej wizji. Czekam na kolejny spektakl Twarkowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji