Artykuły

Marszałkowskie teatry obroniły się, miejskie nie spróbowały

Ewa Michnik, Danuta Marosz, Jacek Głomb, Zuzanna Dziedzic zachowają stanowiska w dolnośląskiej kulturze bez konieczności startowania w konkursach - taką decyzję podjął zarząd województwa. To oznacza fiasko projektu wicemarszałka Radosława Mołonia, który do teatrów chciał wpuścić menedżerów - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Kiedy wicemarszałek Mołoń pół roku temu swój pomysł zastąpienia dyrektorów trzech teatrów, opery i filharmonii wyłonionymi w konkursie menedżerami ogłosił dziennikarzom, na Dolnym Śląsku zawrzało.

Ewa Michnik, dyrektorka Opery Wrocławskiej, poczuła się dotknięta takim faux pas, ale ponieważ damie nie wypada sięgać po ostre słowa i narzędzia, walkę pozostawiła mężczyznom.

Panowie - Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu, i Jacek Głomb, szef "Modrzejewskiej" w Legnicy - nie przebierali w słowach, krytykując pomysł marszałka. A ten wstrzelił się z nim w wyjątkowo niekorzystny czas. Trwała właśnie ogólnopolska akcja "Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem" na rzecz stworzenia sensownych zasad polityki kulturalnej, w której brały udział tysiące ludzi sceny i jej sympatyków. Radosław Mołoń natychmiast zyskał dzięki niej sławę, która sięgnęła stołecznych scen - w listach, jakie odczytywano tam podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych, jego idea została poddana surowej krytyce.

Jakby tego było mało, stał się bohaterem spektaklu-protestu wystawionego przez Teatr Polski. W "Czy pan to będzie czytał na stałe" [na zdjęciu] Marzeny Sadochy i Michała Kmiecika, uszytym m.in. z doświadczeń aktorów w bojach z urzędnikami, postać tępego urzędnika zderzonego z wyrafinowanym światem kultury powracała jak refren.

I choć Radosław Mołoń premierowy pokaz zniósł z prawdziwym męstwem i dużym dystansem, a na koniec artystom wręczył kwiaty, to można było obawiać się, czy na ten cios nie nadejdzie po czasie odpowiedź. Tak się jednak nie stało. Krzysztof Mieszkowski zobowiązał się zatrudnić zastępcę do spraw finansowych i podkreśla dziś, że z marszałkiem współpracuje mu się znakomicie. Nowe umowy zapewnią obecnym dyrektorom stabilizację do końca sezonu 2015/2016 (w przypadku Jacka Głomba - o rok dłużej), więc wszystko wskazuje na to, że menedżerski pomysł upadł.

Tymczasem bez rozgłosu, protestów i buntów został on wprowadzony do miejskich teatrów. Jak to się stało?

Otóż urzędnicy zarządzający wrocławską kulturą okazali się lepszymi strategami i menedżerów, zwanych też dyrektorami administracyjnymi, finansowymi bądź naczelnymi, wprowadzili przy okazji zmiany stanowisk. Tak więc już sześć lat temu do Teatru Muzycznego "Capitol" trafił Hubert Zasina, zastępca Konrada Imieli do spraw finansowych - obaj objęli stanowiska jednego dnia. Z kolei we Wrocławskim Teatrze Lalek z początkiem bieżącego sezonu Janusz Jasiński z zastępcy awansował na dyrektora naczelnego tej instytucji i tworzy tam duet menedżersko-artystyczny z Jakubem Kroftą. We Wrocławskim Teatrze Współczesnym nowy dyrektor naczelny i artystyczny Marek Fiedor rozpoczął współpracę z nowym menedżerem-zastępcą - jest nim Ryszard Nowak.

Dlaczego tutaj obyło się bez protestów i pikietujących aktorów? To proste - każdemu dyrektorowi, który zdążył już przywyknąć do (nie tylko) twórczej niezależności, trudno będzie pogodzić się z koniecznością dzielenia się tą władzą z kimś innym. Inaczej, jeśli tego menedżera dostanie w pakiecie już na starcie.

Obawę przed menedżerem można zrozumieć, tym bardziej że w świecie sztuki sama nazwa tej funkcji brzmi groźnie. Kojarzy się przede wszystkim z finansowo-administracyjnym porządkiem, który - gdyby miał być nadrzędnym w instytucjach kultury - mógłby oznaczać niebezpieczny przechył w stronę jej odmian spod znaku pop, które zapewniają wpływy do kasy.

Tak nie musi być, ale nieufność artystycznych dyrektorów ma jeszcze jedną podstawę. Nie dorobiliśmy się jeszcze menedżerskich kadr kulturalnych z prawdziwego zdarzenia, ludzi, którzy czują i rozumieją specyfikę zarządzania kulturalnymi placówkami i ich potrzeby. Dopóki się nie pojawią, strach przed menedżerem będzie istniał. A marszałek będzie musiał poczekać na realizację swojego pomysłu. I biorąc pod uwagę częstotliwość karuzeli stanowisk we władzach województwa, zdecydowanie większą niż w teatrach, może jej nie doczekać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji