Artykuły

Spektakl o robotnicach z zakładów Róży Luksemburg

"Re-Wolt" w reż. Weroniki Szczawińskiej w Instytucie Teatralnym w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Weronika Szczawińska najpierw przeniosła na scenę książkę Tony'ego Judta o zmierzchu państwa opiekuńczego, teraz mówi za Gombrowiczem: "Opowiem wam inną przygodę, dziwniejszą". Nie uczą o niej w szkołach.

Na warszawskiej Woli, nieopodal dzisiejszego Muzeum Powstania Warszawskiego, stała kiedyś fabryka lamp. Takich, które znaleźć można było w radioodbiornikach naszych dziadków, ale też diod, halogenów i zwykłych żarówek. Zakład otwarto w 1922 r., podczas wojny Niemcy produkowali w nim radiostacje dla U-Bootów, a w PRL otrzymał imię Róży Luksemburg. Po przełomie '89 został sprywatyzowany, a potem zamknięty. Zanim w 2011 r. budynki zostały wyburzone, warszawiacy zdążyli sobie na ich terenie pograć w paintball. Skażenie rtęcią ponoć było zbyt duże, by mury dawnej fabryki można było użyć do czegokolwiek innego.

Nim po zakładach Luksemburg został pusty plac, zainteresowała się nimi 24-letnia aktorka Anna Wojnarowska. Dwa lata zbierała materiały i szukała świadków. Zaczęła pracę nad sztuką na własną rękę - dużo później wsparcie zaoferował jej warszawski Instytut Teatralny i Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku. Znalazła też współpracowniczkę. Reżyserka Weronika Szczawińska, choć całe życie mieszka w Warszawie, pracowała dotąd w Wałbrzychu, Kielcach i Bydgoszczy, najciekawsze spektakle wyreżyserowała w Olsztynie i Koszalinie. Współpracując z młodymi dramatopisarzami, potrafiła przenieść na scenę książkę Tony'ego Judta o zmierzchu państwa opiekuńczego ("Źle ma się kraj"), a z "Jak być kochaną" Brandysa i Hasa - zrobić głos w dyskusji o polityce historycznej. Wypracowała własny język - oparty na rytmie i muzyczności, precyzyjnie operujący słowem, a zarazem subtelny i nieraz zabawny. Wymazana historia, polityczny wymiar pamięci, kobieca perspektywa - to jej tematy.

W "RE-WOLT" aktorzy nie kreują postaci. Równo podzielony dokumentalny materiał wyśpiewują i recytują na głosy, zderzając rozmaite języki. Bajka o nowych ślicznych wolskich budynkach, jak z broszury dewelopera, martyrologia powstańczych pieśni i historia codziennego życia robotnic, gdzie obok anegdot o podpijanym spirytusie czy mięcie pitej na przerwach poznajemy warunki ich pracy.

Teatr staje się narzędziem społecznej archeologii, nie tylko Warszawy. Cały spektakl opiera się na metaforze wykopaliska. Na placu budowy, obok działa z czasów powstania, odnajdują się kolejne pozostałości zapomnianego przemysłowego świata. "Opowiem wam inną przygodę, dziwniejszą" - to zdanie z początku "Kosmosu" Gombrowicza otwiera kolejne części przedstawienia. Z czymś "dziwnym", o czym nie uczy się w polskiej szkole, zderza się ta historia, o której mówimy najczęściej - elitarna, heroiczna, z barykad i z pobliskiego muzeum. "Dziwna" jest opowieść o znoju i radościach kobiet z rządzącej ponoć kiedyś klasy robotniczej, słabo opłacanych, a wykonujących trudne, wymagające wysokiej precyzji zadania. Nie socrealistyczny produkcyjniak, ale esej o pamięci.

Rytmicznie recytowane kwestie pochodzą z wywiadów, które Wojnarowska przeprowadziła z byłymi robotnicami. Życiu zakładu przyglądamy się w mikroskali. Wielka historia pojawia się w tle, aluzyjnie, w "Międzynarodówce", we wspomnieniu podziału zakładu na spółki u początku III RP czy postaci samej Róży Luksemburg - w Polsce zredukowanej dziś do marginalnego szwarccharakteru, za granicą: ważnej postaci historycznej.

Autorki przedstawienia z choreografką Agatą Maszkiewicz przypominają za to rutynowe i precyzyjne sekwencje ruchów robotnic. Uwaga jest skupiona na przyziemnych, choć ważnych detalach - temperaturze zmuszającej do wkładania fartuchów na nagie ciało i podwiewających te fartuchy wiatrakach; rytmie przerw, monotonii dzisiejszego życia ubogich emerytek. W życie pracujących kobiet wpisane były śmierć i cierpienie - zatrucia rtęcią, ołowiem, azbestem, zwyrodnienia spowodowane bez końca powtarzanymi czynnościami ramion. W skandowanym tekście powraca fraza: "Ten emerytury nie doczekał".

Szczawińska i Wojnarowska nie robią jednak z robotnic ofiar złego PRL-u ani nie kultywują nostalgii za "złotym wiekiem" ery przemysłowej. Chcą pokazać to, co wymazane ze zbiorowej pamięci i miejskiej przestrzeni. To na tym polega "syndrom warszawski": "Ciągła rewolucja kulturalna wymiata z historii poprzednią epokę, która spadła z Marsa, była kukułczym jajem, a w każdym razie nas przy tym nie było".

Ten spektakl to ciekawy przykład teatru dokumentalnego i ważny głos w czasach, gdy - choć przytłoczeni ze wszystkich stron historią - staramy się myślenie o historii wymyślić na nowo. Zwłaszcza że premiera "RE-WOLT" odbyła się w Stoczni Gdańskiej, kolejnym miejscu, gdzie wielki narodowy mit - nieraz instrumentalnie traktowany - przykrywa pamięć o tym, że pracowali tam jacyś ludzie, mieli jakieś problemy. I jakieś postulaty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji