Artykuły

Miłość jest wszędzie

"Nikt nie jest doskonały" w reż. Grzegorza Chrapkiewicza w Teatrze Komedia w Warszawie. Pisze Marek Kujawski w serwisie Teatr dla Was.

Dzisiaj zapraszam do teatru "Komedia" na sztukę "Nikt nie jest doskonały" Simona Williamsa, w tłumaczeniu Elżbiety Woźniak.

Główny bohater, Leonard (w tej roli zobaczymy Jana Jankowskiego), samotnie wychowuje dorastającą córkę (Marta Dąbrowska) i opiekuje się ekscentrycznym ojcem (Wojciech Duryasz), który za niesubordynację został wyrzucony z domu starców.

Leonard - samotny mężczyzna w średnim wieku - ma nie tylko problemy związane z córką i z ojcem (przypominającym swym zachowaniem raczej nastolatka), ale i kłopoty natury finansowej.Chcąc opędzić wydatki związane z utrzymaniem domu, wpada na prosty pomysł, by wziąć udział w, przeznaczonym wyłącznie dla kobiet, konkursie na najlepszą powieść o miłości. Konkurs organizuje Harriet Copeland (Edyta Olszówka), właścicielka wydawnictwa "Miłość Jest Wszędzie".

Pod pseudonimem Myrtle Banbury, Leonard pisze romans "Spotkajmy się w St. Albans". Powieść wygrywa, ale przed jej opublikowaniem, Myrtle Banbury musi podpisać umowę I tu zaczynają się problemy i pojawia się ciąg zabawnych zdarzeń. Jak to w farsie bywa, czysty przypadek zrządził, iż w domu Leonarda znalazła się damska sukienka i peruka No i jak tu nie spróbować jednak zdobyć upragnionego honorarium? Sprawę nieco komplikuje fakt, iż wydawca jest wyjątkowo ponętną kobietą, dla której główny bohater bez reszty traci głowę. Nieświadomi niczego domownicy szybko orientują się w sytuacji i potrafią pokierować tak wydarzeniami, by - w myśl zasady, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta - załatwić swoje sprawy i podbić honorarium tajemniczej pisarki.

Farsa jest doskonale napisana i dobrze wyreżyserowana przez Grzegorza Chrapkiewicza. Chwilami zagrana jest wręcz brawurowo. Bez przesady, Jan Jankowski momentami chyba jest lepszy od Dustina Hoffmana (Tootsie) i Robina Williamsa (Pani Doubtfire), a jedno jest pewne - ma lepsze nogi od amerykańskich gwiazdorów.

Scena, w której wszyscy rozmawiają przez telefony i domofon jest naprawdę wspaniale rozegrana. A jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż Jankowski na dodatek musi wcielać się jednocześnie w dwie postaci i mówić różnymi głosami nieomal symultanicznie, jest wręcz nieprawdopodobnie dobrze zaaranżowana.

Nieco gorzej wypadła Edyta Olszówka, ale akurat w tym spektaklu nie gra ona najważniejszej roli. Jedno jest pewne - od Jej nienagannej figury trudno jest oderwać wzrok.

Poza Janem Jankowskim, aktorzy nie są zbyt dobrze słyszalni. Być może zawiniła tutaj akustyka sali teatralnej. Być może, w tym przypadku, należało użyć mikroportów (co zawsze krytykuję). A może, po prostu, należałoby zastosować sposób aktorów włoskich, którzy nawet w scenach bardzo dynamicznych potrafią tak grać, by swoje kwestie wypowiadać en face, wprost do widzów?

Jedno jest pewne - ten lekki spektakl jest wymarzoną receptą nie tylko na chandrę. Lepszego leku na jesienne smutki Państwo nie znajdziecie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji