Artykuły

Dzieło sztuki Yasmeen Godder

"Olympia" i "Co można powiedzieć o Piotrze" w wyk. Very Mantero (Portugalia) na XVI Międzynarodowych Spotkaniach Teatrów Tańca w Lublinie. Pisze Andrzej Z. Kowalczyk w Polsce Kurierze Lubelskim.

Prezentacje drugiego dnia Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca zaczęły się dobrze, a skończyły świetnie, ale środek budził wątpliwości.

Ów dobry początek to miniatura "Olympia" [na zdjęciu] portugalskiej choreografki i tancerki Very Mantero. Pomysł tej niewielkiej realizacji przyszedł w trakcie lektury "Asphyxiating Culture" Jeana Dubuffeta. Artystka wspomina, że nagość przywołała jej na myśl Olimpię z obrazu Maneta w paryskim Muzeum D'Orsay i skłoniła do zadania pytania: a co gdybym była Olimpią czytającą Dubuffeta? To myśl istotnie kusząca - "ożywić" obraz.

Spróbować postawić się na miejscu przedstawionej na nim postaci. Co by się działo? Co mogłaby zrobić Olimpia? Może spróbowałaby zmienić niewygodną pozę, w jakiej ułożył ją malarz? Może zmieniłaby wygląd? A może wstałaby z łóżka, aby zatańczyć i zastepować? Vera Mantero odczytuje obraz mistrza w sposób przewrotny i z wielkim poczuciem humoru. Bawi się nim i bawi widzów, otwierając jednocześnie nową perspektywę oglądu dzieł sztuki, odmienną od akademickiej powagi i nudy. Urocza, dowcipna miniatura była obiecującym otwarciem wieczoru.

Potem, niestety, nie było już tak dobrze. Druga z miniatur zaprezentowanych wczoraj przez Verę Mantero - "Co można powiedzieć o Piotrze" - przywodziła mi na myśl skojarzenia filozoficzne, szczególnego wszakże rodzaju. Dawno, dawno temu w ściśle dobranym gronie asystencko-studenckim Instytutu Filozofii i Socjologii organizowaliśmy od czasu do czasu całkowicie prywatne - nazwijmy to tak - "sympozja" nawiązujące do tej koncepcji (modnej i praktykowanej w pewnych kręgach), która nazwę: filozofia wywodzi nie z greckich słów philein sophia (umiłowanie mądrości), lecz niemieckich - viel saufen (tłumaczyć nie będę, można sprawdzić w słowniku). Otóż po kilku intensywnie spędzonych godzinach nasze filozoficzne dialogi na owych sympozjach były równie głębokie i błyskotliwe, jak dywagacje rozbrzmiewające z offu w trakcie występu Very Manteros. Zaś ruchy, jakie wykonywaliśmy, można uznać za rodzaj improwizowanej choreografii ekstremalnej. Chciałoby się zatem rzec, że już dawno w Lublinie byli bezwiedni prekursorzy niektórych przedsięwzięć portugalskiej choreografki. A mówiąc już zupełnie poważnie: nie odmawiam choreografom prawa do inspiracji filozofią, przeciwnie - w ubiegłym roku bardzo chwaliłem świetną realizację Sanny Kekäläinen opartą na myśli Jacquesa Derridy; nie chcę też deprecjonować wykładu Gillesa Deleuze'a na temat Spinozy, który był dźwiękowym podkładem do improwizacji Mantero. Jednak powyciągane z kontekstu, oderwane cytaty z najmądrzejszej nawet całości bardzo łatwo mogą stać się zwykłym bełkotem. A zbiór przypadkowych ruchów i gestów to jeszcze nie choreografia; przynajmniej w moim tego słowa rozumieniu.

Zaś na pisanie o filmie "Bieg ciszy" szkoda czasu i miejsca na stronie, bowiem jego związki z tańcem można uznać w najlepszym razie za mocno dyskusyjne.

Na szczęście druga prezentacja wieczoru nie pozostawiała już żadnych wątpliwości - spektakl Yasmeen Godder "Nadchodzi koniec burzy" to par excellence teatr tańca i to w wydaniu najlepszym. Co właściwie nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Yasmeen Godder to bezsprzecznie jedna z najwybitniejszych współczesnych choreografów (świadomie używam formy męskiej, aby nie umieszczać jej tylko w gronie tworzących choreografie kobiet, lecz wśród wszystkich twórców), o czym przekonaliśmy się nie po raz pierwszy. Starsi widzowie Spotkań pamiętają ją zapewne z piątej odsłony lubelskiego festiwalu, w 2001 roku, kiedy jej praca zrobiła bardzo dobre wrażenie. A w tym roku było jeszcze lepiej. Powiedzieć, że Godder stworzyła choreografię wybitną - to byłoby stanowczo za mało. Niejednokrotnie w swoich recenzjach z festiwalowych prezentacji podkreślałem, jak ważna dla choreografów i tancerzy jest świadomość ciała. Odważę się powiedzieć, że Yasmeen Godder posiadła ją w stopniu absolutnym. Patrząc wczoraj na jej tancerki i tancerzy miałem wrażenie, iż oni wszyscy nie tyle realizują (nadzwyczaj precyzyjnie zresztą) założenia choreograficzne, co raczej ona wydobywa taniec tkwiący już wcześniej w ich ciałach. Każdy ruch i gest został perfekcyjnie dostosowany do predyspozycji i potencjału każdego z wykonawców. Rzekłbym wręcz, że Godder stworzyła w tym spektaklu sześć odrębnych choreografii. A te złożyły się w jedną, spójną, fascynującą całość, oglądanie której było najczystszą przyjemnością. Takie spektakle zapisują się trwale w historii festiwalu. A jeśli ktoś zadawał sobie pytanie, dlaczego właśnie Yasmeen Godder poprowadziła w tym roku warsztaty master class, to "Nadchodzi koniec burzy" odpowiada na nie najlepiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji