Artykuły

Powrót do aktorstwa? Kiedyś...

- Nie można tak po prostu przestać być aktorem. Aktorstwo gdzieś tam we mnie jest i czeka na właściwy moment. Propozycje aktorskie się pojawiają, ale chyba nie są wystarczająco silne, żebym zdecydowała się odłożyć na chwilę muzykę i z powrotem zanurzyć się w granie. Ale wiem, że pewnie jeszcze do tego kiedyś wrócę - mówi MARIA PESZEK.

Kilka tygodni temu ukazała się nowa płyta Marii Peszek - "Jezus Maria Peszek". O tym albumie piosenkarka mówi: "to rzecz bardzo osobista, mocna, brutalna i piękna". W niedzielę artystka wystąpi W Szczecinie.

Czy kiedykolwiek "cenzurowała" pani swoje własne teksty? Pytam o to, bo pani nowa płyta - "Jezus Maria Peszek" - jest szczera do bólu i ogromnie dużo opowiada słuchaczowi o pani życiu.

- Pisanie tekstów jest złożonym procesem, często długim i wyczerpującym. Przede wszystkim muszę wiedzieć, co chcę powiedzieć, a dopiero potem jak - czyli jakich środków użyć. "Jezus Maria Peszek" to deklaracja: "Moje życie należy do mnie, mam prawo wyboru". Taka deklaracja wymagała totalnej otwartości i radykalnej prostoty, więc pisząc teksty chciałam, żeby było tak prosto, jak to tylko możliwe. W tym sensie był to rodzaj autocenzury - maksimum emocji i minimum słów.

Czy po tym, jak ukazała się płyta "Jezus Maria Peszek", zdarza się pani być bardziej ostrożną, chodząc po ulicach? Pani płyta wzbudziła bowiem wiele kontrowersji.

- Kontrowersje, o których pani mówi, wynikają chyba z otwartości, z jaką komunikuję swoje poglądy. Wprawdzie nikogo nie obrażam, nikogo nie atakuję, ale kłębi się tam od ludzkich emocji - może to jest niezbędne, żeby to, o czym śpiewam, skutecznie trafiło do innych. Ta płyta jest o wychodzeniu poza ogólnie przyjęte normy społeczne. Ona jest dla tych, którzy żyją trochę inaczej, niż wskazują im podstawowe kalki, którzy stoją z boku i ośmielają się iść swoją własną drogą. Myślę, że dzięki albumowi "Jezus Maria Peszek" jest im trochę raźniej. A jeśli chodzi o bezpośrednie reakcje ze strony ludzi, na przykład na ulicy, to są fantastyczne, choć rzeczywiście bardzo emocjonalne.

Jak pani rodzina przyjęła płytę "Jezus Maria Peszek"?

- Z całym procesem twórczym bardzo intensywnie związany był mój chłopak Edek, autor oprawy graficznej płyty. Później pierwszymi osobami, które słyszały materiał, byli moi rodzice, bo oni zawsze są na początku kolejki. Reakcje rodziców były bardzo silne: tata był zaskoczony, ale i zachwycony, mama od początku czuła się mocno poruszona emocjonalnie. Ale w sumie wszyscy byli na tak. To artystyczna rodzina, starzy rewolucjoniści, którzy doskonale zdają sobie sprawę, że ze sztuką po prostu już tak jest, że wywołuje silne reakcje. Dostałam od nich bardzo duże wsparcie. Od początku bardzo wierzyli w tę płytę. Powtarzali mi, że to jest potrzebny głos, choć oczywiście zdawali sobie sprawę, że nie jest to propozycja łatwa i dla wszystkich.

Cieszy się pani ogromnym szacunkiem w tak zwanej branży. Opowiadał mi o tym niedawno Muniek Staszczyk. Czy dla pani ważna jest taka akceptacja ze strony kolegów po fachu?

- Dla mnie najważniejsze są głosy tak zwanych zwykłych ludzi, którzy piszą do mnie i wypowiadają się o płycie. Zwykłych ludzi nie da się oszukać ani wcisnąć im nieprawdy. Dlatego jestem bardzo szczęśliwa, że właśnie zwykli ludzie tak żywiołowo zareagowali na "Jezusa". A jeśli chodzi o branżę, to ja tak naprawdę nie wiem, co branża myśli o mojej płycie, bo jakoś jestem z boku. Jedyną osobą, która mi pogratulowała otwarcie, był Artur Rojek. Ale jeśli Muńkowi się podoba, to wspaniale, bo i ja mam wielki szacunek dla Muńka.

Czy otrzymuje pani propozycje aktorskie, czy może dla pani aktorstwo jest zamkniętym rozdziałem w życiu?

- Nie można tak po prostu przestać być aktorem. Aktorstwo gdzieś tam we mnie jest i czeka na właściwy moment. Propozycje aktorskie się pojawiają, ale chyba nie są wystarczająco silne, żebym zdecydowała się odłożyć na chwilę muzykę i z powrotem zanurzyć się w granie. Ale wiem, że pewnie jeszcze do tego kiedyś wrócę.

Niedawno telewizja wyemitowała Teatr Telewizji z panią w jednej z ról - "Martwa królewna". Oglądała pani? Wraca pani do swoich ról, oglądając te produkcje po latach?

- "Martwa królewna" to jedna z moich ukochanych ról. Pracowałam nad nią z moim przyjacielem i wspaniałych reżyserem Piotrem Łazarkiewiczem, z którym zresztą w Szczecinie w Teatrze Współczesnym zrobiliśmy spektakl "Śmieci". Mieszkaliśmy tu przez jakiś czas i mam wspaniałe szczecińskie wspomnienia.

Zdarzało się pani pracować w zawodach całkowicie nieartystycznych?

- Jako osiemnastolatka byłam na stypendium na Alasce i tam uczyłam rozpuszczone amerykańskie dzieciaki gry na pianinie, łaciny i rosyjskiego. Zdarzało mi się też sprzątać i pracować przy patroszeniu łososi. A w Polsce? Przez chwilę byłam kelnerką, ale fatalną.

W weekend wystąpi pani w Szczecinie. Czy podczas tego koncertu usłyszymy tylko piosenki z płyty "Jezus Maria Peszek", czy też te z poprzednich albumów?

- Zagramy całą płytę "Jezus Maria Peszek", a także kilka utworów z poprzednich płyt i jeden cover. Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji