Odyseja w świecie skutym lodem
- To nie będzie przedstawienie krótkie, z przerwami będzie liczyło trzy, cztery spektakle w jednym. Jestem na etapie drugiego czytania - rozmowa z JANUSZEM OPRYŃSKIM, dyrektorem lubelskiego Teatru Provisorium, o pracy nad spektaklem wg powieści Jacka Dukaja.
W październiku 2013 roku zobaczymy "Lód" Jacka Dukaja w reżyserii Janusza Opryńskiego. Szef i reżyser Teatru Provisorium opowiada o tym, jak fantastyczny świat zakradł się do naszej współczesności.
Sylwia Hejno: Niektórzy mogą być zaskoczeni, że po przygodzie z Dostojewskim, postanowił Pan przenieść do teatru akcję "Lodu", książki z kręgu fantastyki. Z drugiej strony, wbrew pozorom, dzieło Jacka Dukaja ma z "Braćmi Karamazow" sporo wspólnego.
Janusz Opryński: W "Lodzie" odnajdziemy nawet fragmenty wprost nawiązujące do "Braci Karamazow". W pewnym momencie pojawia się nawet pytanie, czy dzieło Dostojewskiego jest powieścią o ojcach, czy o synach. Druga sprawa - w "Lodzie" akcja, podobnie jak w "Braciach", dzieje się w Rosji, ale na tym nie koniec, bo mamy dawkę fantastycznych dialogów niczym u Dostojewskiego, wreszcie - pojawia się pytanie o Boga. Zapomnijmy o tym, że "Lód" zalicza się do fantasy i skupmy się na tym, o czym ta książka w ogóle jest.
Główny bohater jedzie na kraniec świata, żeby odszukać ojca, to coś niezwykle pięknego. Jednocześnie jedzie też po to, aby ten świat ocalić Przypomnijmy, że w nim ludzkość dzieli się na tych, którym w zamrożeniu jest dobrze i tych, którzy chcą się odmrozić, a ten bój jest przecież aktualny i dziś.
W "Lodzie" zawarta jest specyficzna wizja przeszłości - nie było I wojny światowej, nie było niepodległej Polski. Jak Pan tę wizję rozumie?
- Dukaj opowiada o pewnym eseju Tadeusza Kotarbińskiego, w którym zastanawia się on, czy można zmienić przeszłość. Jak można dokonać tej zupełnie fantastycznej operacji? Można ją przemyśleć. Taki jest chyba sens pisarstwa Dukaja. Jeden z jego interpretatorów, Roman Kurkiewicz, zwrócił uwagę na pokrewieństwo "Lodu" z "Czarodziejską Górą". W warstwie metaforycznej górskie sanatorium Berghoff jest uosobieniem chorej Europy, wkrada się w nią nowoczesność i walka między Settembrinim a Naphtą, czyli starcie dwóch wizji świata. W "Lodzie" jest podobnie, a główny bohater, po troszę romantyczny, staje się w osobliwy sposób odpowiedzialny za świat, rozmawia z Piłsudskim, z Rasputinem, z Ojcem-Bogiem i z Rosjanami, którzy go policzkują, w czym odnajdujemy odwieczny kompleks rosyjsko-polski.
Jak dokonać adaptacji tak ogromnego tekstu, jak "Lód"? Coś musi Pan wybrać.
- To nie będzie przedstawienie krótkie, z przerwami będzie liczyło trzy, cztery spektakle w jednym. Jestem na etapie drugiego czytania. Przez wiele lat pracy z tekstami nieteatralnymi wyrobiłem sobie swój sposób wyczytania tego, co ważne dla teatru. W przypadku "Lodu", podobnie jak w "Braciach", zachowam całą strukturę powieści z miejscami narracji - będziemy w Warszawie, pojedziemy koleją transsyberyjską do Irkucka i wyprawimy się wysoko w góry. Inaczej tylko niż chce tego Dukaj, ja chciałbym z Benedyktem Gierowskim wrócić.
Dokąd?
- Do siebie, do domu, niekoniecznie w sensie geograficznym. Wydaje mi się, że cała ta podróż na kraniec jest podróżą w poszukiwaniu siebie, to rodzaj odysei. Wyruszamy, okrążamy świat, aby wrócić innymi. Chciałbym ten proces zachować i myślę, że doświadczenie "Braci..." wiele w tym pomoże. Pojadę do Irkucka nakręcić film, który być może stanie się częścią scenografii. Zaprosiłem do współpracy Justynę Łagowską, wybitną scenografkę, żonę Jana Klaty i fascynatkę Dukaja. Wiele obiektów stworzy Robert Kuśmirowski. W warstwie muzycznej marzę o rockowym kwartecie kobiecym, który grałby mocno i niezmiennie, gdy wokoło zmienia się świat.
Kto pojawi się w obsadzie?
Z pewnością zachowam część aktorów zatrudnionych przy "Braciach - Karamazow", w głównej roli wystąpi Adam Woronowicz. Wciąż przyglądam się rolom kobiecym. Ze względów ekonomicznych zastosuję taki chwyt, że niektóre postaci "ściągnę" w jedną.
Jakie sensy "Lód" w Pana rozumieniu może podsuwać współczesnemu odbiorcy?
- Przede wszystkim to, że boleśnie brakuje nam utopii, nie mamy już o czym marzyć i za czym tęsknić. Tylko, ja się zastanawiam, dlaczego tak się dzieje? Przychodzi taki moment w "Lodzie", że autor przestaje pisać "ja", a zaczyna używać formy "się". Heidegger pierwszy dostrzegł, że kto pisze "się", nie bierze odpowiedzialności za "ja".