Artykuły

Pożegnania: Barbara Winiarska

Ilekroć spotykam Marysię Winiarską zawsze widzę obok Niej Jej nieżyjącą od dziesięciu lat ukochaną siostrę Basię.

Uważano je za bliźniaczki, chociaż nimi nie były. Basia była młodsza o rok od Marysi. Ubierały się jednakowo, wszędzie pokazywały się razem. Pogodne, roześmiane, cieszące się życiem. Utalentowane i inteligentne, o dużym poczuciu humoru. Razem dorastały. Razem kończyły szkołę. Razem marzyły o teatrze i razem spełniły swoje marzenia. Każda z nich ukończyła Wydział Aktorski w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Basia w roku 1975 razem z Gabrielą Kownacką, Joanną Szczepkowską, Krystyną Jandą, Sławką Łozińską, Ewą Ziętek i Emilianem Kamińskim. Ich profesorami byli wielcy ludzie teatru: Jan Kreczmar, Aleksander Bardini i Kazimierz Rudzki. Obie siostry wyszły za mąż w tym samym roku za kolegów z PWST. Basia za Pawła Wawrzeckiego, a Marysia za Wiktora Zborowskiego.

W życiu prywatnym urocze, towarzyskie i świetne kumpelki. W teatrze - wspaniałe koleżanki. Dużo robiły w telewizji i występowały na estradzie. Fantastycznie muzykalne. Śpiewały, tańczyły i stepowały jako Siostry Winiarskie. Ich występy cieszyły się dużym zainteresowaniem widowni. W teatrze każda pracowała na swój rachunek. Poznałem Je w roku 1975. Zaangażowane przez dyr. Andrzeja Jareckiego do Teatru Rozmaitości szybko przyjęły się w zespole. Tu stawiały pierwsze kroki na scenie. Graliśmy nawet kilka razy w tych samych sztukach. Na początek Basia zagrała Donnę Klarę w muzycznym przedstawieniu "Cień" autorstwa Wojtka Młynarskiego u Jerzego Dobrowolskiego, potem Amelię w "Zajmij się Amelią" u Józefa Słotwińskiego, Dziewczynę u Aleksandry Górskiej w "Wodewilu z myszką" Bułata Okudżawy, Mariolę w sztuce Tadeusza Wieżana "Taka nasza robota" w reżyserii Janusza Bukowskiego, Lilian Holiday w "Happy Endzie" u Olgi Lipińskiej oraz Gubernatorową w "Martwych duszach" Gogola w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego.

Ale największy rozgłos w roku 1979 przyniosła Basi rola Alicji w musicalu Lewisa Carolla "Alicja w krainie czarów" w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego. Była cudowna. Zachwycająca. Krytycy byli Nią oczarowani, a publiczność jeszcze bardziej. Do pełnego szczęścia brakowało Jej tylko dziecka. Kiedy urodziła córeczkę Anię, oboje z mężem Pawłem Wawrzeckim byli w euforii. Wydawało się, że są najszczęśliwszymi rodzicami na świecie. Mała urodziła się dwa tygodnie po wprowadzeniu stanu wojennego. Ale dowiedzieli się, że ich córeczka przyszła na świat z porażeniem mózgowym i objawami padaczki. Nie wiedzieli, co to znaczy. Biegali od lekarza do lekarza, aby dowiedzieć się coś więcej na temat choroby Ani. Sądzili, że to minie, że można to wyleczyć. Otoczyli ją oboje z mężem największą czułością. Nie szczędzili pieniędzy na lekarzy, aby ją ratować. Ale kiedy okazało się, że to sprawa poważna, Basia, nie namyślając się długo, zrezygnowała z aktorstwa i zajęła się całkowicie małą. I choć teatr był jej miłością, Ania była dla niej ważniejsza. Poświęciła się jej bez reszty. Dzień i noc nie opuszczała córki, pracowała nad nią. Uczyła ją wszystkiego. Jeździła z nią w góry, nad morze i za granicę. Nie myślała już o swoim życiu i szczęściu osobistym. Myślała tylko o Ani. Kochała ją obłędną miłością.

Kiedy Basi zabrakło, Ania była już dorosłą panienką.

Kiedy wracam myślami do Basi Winiarskiej w związku z dziesiątą rocznicą Jej śmierci, która minęła 18 września, trudno mi wprost uwierzyć, że taka krucha i delikatna istota jak Ona znalazła w sobie tyle siły i samozaparcia, aby to życie tak niesprawiedliwe dla Niej przeżyć. Była nadzwyczajną istotą.

Trudno Ją zapomnieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji