Artykuły

Aktor przed murem

Na wielce umownej scenie plastikowa ławeczka i gdzieś tam wysoko nad główną słabo świecąca żarówka. A na tej ławeczce tylko on. Nader zabiedzony i zaniedbany młody człowiek. Bezdom­ny i bezrobotny. I jego to monolog skierowany wprost do nas, a może raczej do tej drugiej, nieobecnej na scenie po­staci - jakiegoś nieznajo­mego, albo do niego same­go sprzed paru lat, stanowi treść całego spektaklu.

Monodram Bernarda Marie Koltesa, na który na zasa­dzie polskiej prapremiery zdecydował się Grzegorz Emanuel, przede wszystkim jest bardzo trudny teatral­nie. Kim jest ten młody, bezimienny do końca, męż­czyzna? Jest obcy, nie przystosowany do świata. I to właściwie wszystko, co wiemy o nim. Monodram Koltesa rozgrywa się w tej samej scenerii co monolog Aleksandra Machalicy we­dług "Ojca" Czechowa na Scenie Nowej. Tam też jest tylko ławeczka i opowiada­jący o swoim nieudanym życiu ojciec - alkoholik. Ale od Cze­chowa wszystkiego dowiadujemy się o życiu tego człowieka. A tutaj nic do końca nie wiadomo. I aktor, który ma nas zainteresować sprawą i skupić na sobie całą uwagę, staje przed niepraw­dopodobnie trudnym zadaniem.

Budzi szacunek włożona w tę rolę pra­ca aktora, jego sprawność słowa i gestu. Ale - jak to powiedzieć - jakiś mur zbudowany przez Koltesa między tymi, którzy żyją dostatnio, mają domy, mieszkania, rodziny, a tymi bezdomny­mi - pozostaje. O tym murze jest ta opowieść. Interesująca jako temat i problem, ale chyba jednak nie jako ak­torskie zadanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji