Już umilkły echa braw
W minioną niedzielę odbyła się premiera przedstawienia muzycznego "Po spektaklu". Doszło do niej głównie dzięki operatywności i determinacji Moniki Szalaty, która oprócz wykonywania piosenek w recitalu, wzięła na siebie obowiązek znalezienia sponsorów. Dzięki ich hojności można było całe przedsięwzięcie zorganizować.
Recital został świetnie przygotowany i równie znakomicie wykonany przez dwoje kaliskich aktorów śpiewających: Monikę Szalaty i Jarosława Witaszczyka. Profesjonalizm tych dwojga przejawia się w dbałości o "pozawokalne" szczegóły. Każdy ruch, mimika twarzy, rekwizyt jest przemyślany. Dotyczy to zwłaszcza dłoni, którymi Monika potrafi bardzo dużo przekazać ("Renoir").
Na sukces przedstawienia złożyła się jednak praca wielu osób: reżysera, scenografa, pracowników technicznych. Poza tym aktorom akompaniował zespół muzyczny: Janusz Bogacki, który prócz kierownictwa muzycznego grał na instrumentach klawiszowych. Marek Zebura świetnie akompaniował na skrzypcach, co szczególnie "rzucało się w ucho" w piosenkach lirycznych, takich w stylu Piwnicy pod Baranami. Artur Komorowski grał na gitarze basowej, a Janusz Staszek na perkusji i instrumentach perkusyjnych.
Natomiast esencja recitalu, czyli same piosenki, zostały naprawdę profesjonalnie wykonane i to w sposób tak naturalny, że widz mógł żyć niemal życiem ich bohaterów. Teksty tak bowiem zostały dobrane, że oprócz obrazu teatru i aktora ,,po spektaklu", dawały wgląd w życie ludzkie z jego radościami, smutkami, nawet tragediami. Można było zatem przeżywać nieszczęśliwą miłość zakochanego mężczyzny, który niczym szczególnym nie mógł się pochwalić przed ukochaną ("Magdusia"). Niczym, poza gorącym uczuciem... Jest
też historia Marysi D. i Wiesia R, który aktualnie nadal wisi, wciąż z powodu tej Marysi, przezabawnie przedstawiona przez oboje aktorów. Równie żartobliwy jest utwór - wraz z wykonaniem odpowiednio ubranej Moniki - "Sex-Appeal".
Są też piosenki typowo refleksyjne, malarskie, a nawet "instruktażowe" ("Staczać się trzeba powoli"). Całość przeplatają krótkie historie z życia samej wokalistki i anegdoty, którymi okrasza ona swój recital, czyniąc go przez to bardziej żywym, intymnym. Widz na scenie kameralnej zawsze ma bliższy kontakt z wykonawcami, ale tym razem Monika potrafiła stworzyć specyficzny nastrój.