Artykuły

Zasupłane emocje

"Taniec Delhi" w reż. Iwana Wyrypajewa w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Mikołajek w serwisie Teatr dla Was.

Niedawno w Warszawie skończył się Festiwal Filmów Rosyjskich "Sputnik nad Polską", gdzie można było obejrzeć m.in. "Taniec Delhi", najnowszy film rosyjskiego reżysera Iwana Wyrypajewa. Ci, którzy filmu nie widzieli powinni wybrać się do Teatru Narodowego w Warszawie, gdzie po 9 miesiącach wznowiono jego sztukę pod tym samym tytułem.

Iwan Wyrypajew to rosyjski aktor, reżyser i dramatopisarz, znany szerszej widowni za sprawą filmów "Euforia" i Tlen". Reżyser posiada swój rozpoznawalny, niepowtarzalny styl. Niech nie dadzą się zwieść ci, którzy myślą, że już sam tytuł determinuje treść sztuki. Bohaterowie co prawda serwują nam opowieść o tytułowym tańcu, ale jest ona barwnym tłem dla rozgrywających się w przedstawieniu wydarzeń, które traktują o miłości, uczuciach, śmierci. Dramat zmusza do refleksji; możemy przekonać się jak śmierć bliskiej osoby zmienia perspektywę patrzenia na własne życie.

Obraz składa się z 7 jednoaktówek. Jest to siedem różnych opowieści, w których występują ci sami bohaterowie, jednak w "różnych konfiguracjach". Również dialogi i teksty powielają się. W kolejnych scenach każda z postaci znajduje się w zupełnie innej sytuacji - a to opłakuje śmierć matki, przyjaciółki, żony, kochanki, męża, bądź cieszy się z miłości; ktoś inny płacze nad nieudanym życiem. Emocje i sytuacje są zasupłane i zagmatwane.

Postacie z "Tańca Delhi" są celowo przerysowane. Aktorzy wygłaszają kwestie niczym Ingrid Bergman i Humphrey Bogart w starym melodramacie z lat czterdziestych. Dlatego niezwykle ciekawie wypada ich gra. Monologi wypowiadane są z przesadną dokładnością. Aktorzy grają z nadmierną gestykulacją, ich miny i sposób poruszania się są przejaskrawione. I tak spotykamy Katię, tancerkę i autorkę tańca Delhi, kreowaną przez rewelacyjną Karolinę Gruszkę, która w kolejnych odsłonach serwuje nam koktajl emocji, często skrajnych. Co prawda w drugim akcie można mieć wrażenie, że mamy do czynienia z retrospekcją wcześniejszych wydarzeń. Kolejne akty tego nowatorskiego przedstawienia nie pozostawiają jednak złudzeń, że ci sami bohaterowie znajdując się w różnych sytuacjach życiowych, mają inne doświadczenia i los. Agata Buzek, która wciela się w rolę pielęgniarki, przekonuje aktorsko dopiero w ostatniej scenie, choć wiadomo, że jej skonstruowana nieco karykaturalnie postać to zabieg celowy. Pielęgniarka wbrew prawu, za kilka dolarów, informuje kolejne osoby o śmierci bliskich, jeszcze zanim uczyni to lekarz. Duże brawa należą się Joannie Grydze za drugoplanową rolę Olgi. W ostatniej scenie, przy dźwiękach "My Way" Franka Sinatry, nieprawdopodobnie sugestywnie opisując swoją sytuację życiową, wywołuje współczucie i łapie za serca. W spektaklu minimalistyczna scenografia (stół operacyjny, krzesła, stolik, meble znane z gabinetów lekarskich) została zestawiona z ozdobną kurtyną, która po scenach opada na krótko, gdyż zmiany dokonywane są na oczach publiczności. Ten prosty zabieg pozwala zobaczyć widzom "teatr od kuchni". Pracownicy teatru przedmioty i meble przestawiają w obrębie sceny. Poprzez zastosowaną rotację widz odnosi wrażenie oglądania sekwencji jakby z ujęcia z innej kamery. Ten chwyt daje złudzenie pewnej trójwymiarowości.

W dramacie ważną rolę odgrywa światło oraz muzyka, (Puccini i Leoncavallo) nadające przedstawieniu tempo i rytm.

W trakcie trwania spektaklu czekamy, żeby zobaczyć tytułowy taniec. Może dzieje się tak dlatego, że poszczególni bohaterowie próbują opowiadać historie o cudownym, pięknym, niezwykłym tańcu, który trzeba zobaczyć, a nawet poczuć. Taniec Delhi mimo, że trudny do opisania, jest spoiwem, formą komunikacji powstałą pod wpływem bodźców emocjonalnych. Jest punktem wyjścia do pytań: czy walcząc z emocjami, nie zamykamy się przy okazji na miłość? Czy aby pozwolić sobie na wyrażanie miłości, trzeba najpierw przejść przez etap nazywania emocji i szukania intelektualnego alibi, czyli racjonalnego uzasadnienia decyzji już podjętych? Spektakl w Narodowym to przedstawienie o życiu opowiedziane przez pryzmat śmierci. Już Czechowicz stwierdził, że "człowiek żyje w sferze piękna, życia i śmierci". Sztuka Wyrypajewa zmusza do refleksji zwłaszcza, że reżyser nie daje gotowych odpowiedzi i recept.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji