Artykuły

Norwid na trybunie

Z teatrów warszawskich

Idąc na spektakl reżyserowany przez Adama Hanuszkiewicza nigdy nie wiem, w jakim nastroją wyjdę z teatru. Z zadowoleniem? Zawodem? Irytacją? Ot, chociażby przykład ostatniego sezonu w Teatrze Narodowym. "Święta Joanna" G. B. Shaw'a dała mi sporo satysfakcji z ciekawej i jasno przeprowadzonej myśli całości, z dobrej gry głównych wykonawców. "Rzecz listopadowa" E. Brylla zawiodła. Ujednolicając stylistycznie i monumentalizując scenę a wprowadzając własne dodatki, reżyser osłabił i zatarł ostrość tekstu, nie potrafił wywołać dostatecznego napięcia i zaangażowania u widza. "Kordian", który nie wiadomo dlaczego tu nazywał się "Kordianem" Słowackiego, wręcz zniechęcił mnie do radosnej samowoli inscenizatorów i zaniepokoił perspektywą, do czego jeszcze może doprowadzić reżysera łatwość pomysłów, nie kontrolowana ścisłą logiką i skromnym a rzetelnym wyczuciem istotnej potrzeby branego na warsztat utworu. Przywiązany do tworów własnej wyobraźni, Hanuszkiewicz puścił dalej w Polskę swego "Kordiana" w niezmienionej wersji (np. wrześniowa premiera w Teatrze im. J. Osterwy w Lublinie), ale realizując na wiosnę "Hamleta" zmienił metodę pracy. Był o wiele dyskretniejszy. Szekspira uszanował, choć równocześnie ujrzał go własnymi oczyma. Odniosło to dobry skutek. Postaci zostały mocno osadzone w życiu. Konflikty bardzo konkretne, często wręcz biologiczne. Władza, własny interes, miłość, pożądanie - to główne motywy działania. Uległość jednych, bunt Hamleta - osią wypadków. Do tej koncepcji odpowiedni dobór aktorów, umiejętne wykorzystanie ich młodości, dyspozycji psychicznych i fizycznych. I oto otrzymaliśmy spektakl, który choć nieco zagubił uogólnienia i szerszy oddech "Hamleta", ma przecież walor prawdy życia, siłę, żywiołowość, jest jakoś autentyczny, interesujący; wciąga i zostawia wrażenie na dłuższy czas.

Zapowiadany "Norwid" budził nadzieję. Zrealizowany, pozostawił zawód i niedosyt. Spektakl ten jest swobodną kompozycją fragmentów poematów, prozy, liryków, listów, pism. Celowo pominięto sceny i fragmenty sztuk. (Oby rezerwując czas późniejszy dla właściwej dramaturgii Norwida.) Autor scenariusza i reżyser w jednej osobie, Adam Hanuszkiewicz, udostępnił teatr Norwidowi - aby wypowiedział się jako poeta, patriota, społecznik, jednostka głęboko myśląca, czująca i żywo reagująca na problemy swojej epoki. W centrum zainteresowania Norwida jest człowiek. Człowiek - twórca, człowiek wobec własnej ojczyzny, społeczeństwa, współczesnej mu cywilizacji, kultury, sztuki. Człowiek wobec Boga i drugiego człowieka. Prawda i fałsz uczucia, czynów, myśli. Miłość, wolność, obowiązek i służba. Piękno i użyteczność. Krąg podstawowych zagadnień ludzkich, o których mówi poważnie i serio, często z gorzką ironią, czasem z dyskretnym humorem i liryzmem. Uderza dalekowzroczność widzenia, bezkompromisowość, surowość wymagań, przywiązanie do prawdy. Myśli, mające u podstaw wielki szacunek do osoby ludzkiej, jej praw i obowiązków, trafiają do widza jako szczególnie bliskie i celne. Jeżeli wynosimy korzyść z tego wieczoru, to dzięki temu, że pozwolono mówić Norwidowi. Dobór tekstów tłumaczy się jasno; jest to wykład, co poeta myślał na dany temat. Nie jest to jednak sukces teatru.

Trudno nawet uważać za przedstawienie teatralne to coś pośredniego między lepszym lub gorszym teatrem rapsodycznym, lepszą lub gorszą estradą i akademią ku czci. Nie ma tu nerwu dramatycznego spajającego spektakl. Co dobrze udaje się na wieczorze w kameralnej sali lub na kameralnej scenie telewizji (kameralnej mimo wielomilionowych widzów), nie zawsze sprawdza się w teatrze. Program zatytułowany "Norwid" nie ma teatralnej koncepcji całości. Ponadto nie zadowala sposób podania tekstu i wizualno-sytuacyjny kontekst słowa. Główny mój zarzut, to brak prostoty. Bo albo górnie nastrojona nuta, usztywnienie i celebra, która od razu poucza, że "Norwid wieszczem był", albo w ponurej, ciemno narysowanej scenie udziwnienie ruchowo-pantomimiczne, gubiące słowo. A do tego nadużywanie mikrofonu. To ma być właściwy sposób pointowania tekstu? Większe uogólnienia? Intelektualne atakowanie odbiorcy wzmocnionym hałasem? Manierę recytacji i śpiewu scenicznego ze wzmacniaczem i mikrofonem uwalam na zabójstwo bezpośredniości i prostoty kontaktu aktora z widzem. A użyta do Norwida, który był tak wyczulony na białe, a więc dyskretne sposoby artystycznego przekazu, który nie znosił taniej krzykliwości i zgiełku współczesnej cywilizacji - zakrawa na szczególną złośliwość losu lub zupełny brak wyczucia jego poezji u reżysera. Niechże mówi aktor. Prosto, swobodnie, wyraźnie, ze zrozumieniem tekstu. To wystarczy. Owszem, u kilku artystów znać było troskę o taki sposób przekazu i staranność wypowiadanych kwestii. Wielu jednak nie radziło sobie należycie ze słowem i rąbało go pusto. Najsłabsze wydały mi się kobiety. Bardzo dobra muzyka Kurylewicza często nagradza widzowi brak satysfakcji z odbioru wiersza. Ciesząc się z samego faktu kolejnej próby przybliżenia Norwida współczesnemu odbiorcy - czekamy na następną premierę w Teatrze Narodowym, która (ufając prawu cykliczności) będzie nie tylko głośna, ale naprawdę dobra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji