Artykuły

Cztery razy Beckett

"Beckett" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Powszechnym w Radomiu. Pisze Agata Guza w serwisie Teatr dla Was.

Przed samym końcem roku radomski Teatr Powszechny proponuje widzom zmierzenie się z twórczością irlandzkiego dramaturga Samuela Becketta. Publiczność może zobaczyć spektakl w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza, czyli następujące po sobie cztery jednoaktówki pod wspólnym tytułem "Beckett". Zespół teatralny prezentuje widzom kolejno "Kroki", "Kołysankę", "Katastrofę" oraz "Przychodzić i odchodzić".

Nie przypadkowo użyłam słowa "zmierzyć się". Dzieła Becketta są bowiem niezwykle wymagające zarówno dla twórców spektaklu, jak i dla jego odbiorców. Utwory irlandzkiego dramaturga nakładają na artystów całkowite posłuszeństwo wobec tekstu. Widzowie zaś mają przed sobą zadanie zinterpretowania ascetycznego przekazu, który płynie ze sceny. Tutaj na szczęście nie obowiązują żadne granice, a dobre "zagranie Becketta" otwiera przed wyobraźnią oglądającego wiele drzwi.

Na scenie pojawia się niewielki oświetlony prostokąt i postać przyodziana w stary, poszarpany materiał. Postać ta może wzbudzić w widzach niepokój, a nawet strach. Nie widać jej twarzy, a dźwięk jej kroków roznosi się po sali przywodząc na myśl tykające wskazówki zegara. Pierwsza scena sztuki Śmigasiewicza to "Kroki" . W tym momencie jesteśmy świadkami rozmowy matki z córką. Rozmowy niezwykle wyważonej i oszczędnej w słowa.

W kolejnej odsłonie, światło ukazuje widzowi jedynie kobietę siedzącą w bujanym fotelu. Bohaterkę tej sceny otacza ciemność, a ona sama znajduje się już u kresu swego życia - będąc przy tym całkiem samotną. Zza sceny słychać głos. Jest miarowy, jednostajny i uspokajający. Powtarza wytrwale pewną formułę i póki trwa, utrzymuje kobietę przy życiu. To "Kołysanka". Niezmienność jej słów, po początkowym znużeniu, zaczyna mocniej docierać do widza, poruszając go do głębi.

Gdy po krótkiej chwili przerwy światło zapala się po raz trzeci, publiczności zostaje ukazana "Katastrofa". Widz jest świadkiem obserwowania pracy nad mężczyzną stojącym na piedestale. Być może to reżyser kieruje aktorem na scenie, być może jakaś wyższa siła zachowaniem zwykłego człowieka. Ta część spektaklu nie wzbudziła we mnie większych emocji, tak jak to uczyniły dwie poprzednie. Na pewno jednak pobudziła tempo całej sztuki i pozwoliła wyrwać się z sennego nastroju "Kołysanki".

Ostatnia część radomskiego spektaklu to "Przychodzić i odchodzić". Jest to krótka wizja przemijającej przyjaźni, której nie udało się przetrwać próby czasu. Trzy kobiety,bohaterki utworu, próbują odnowić więź, która łączyła je w przeszłości. Zewnętrznie wszystko pozostaje bez zmian: kobiety postępują zgodnie z dawnymi zwyczajami. Jest to jednak nienaturalne, gdyż nie zostało podyktowane prawdziwymi uczuciami.

Teatr Powszechny zaproponował swojej publiczności trudny i nietuzinkowy spektakl. Surowość formy przedstawienia zmusza widza do całkowitego skupienia i uwagi na słowie. "Beckett" uczy szacunku do tego słowa. Tutaj każdy wyraz ma ogromną wagę. Dlatego też widownia z niecierpliwością czeka, a potem chłonie najmniejszy nawet dźwięk. Jeśli panuje cisza, to również i ona niesie wiele treści. Aktorzy z uwagą i precyzją poruszają się po nakreślonych przez autora liniach. Skupieni, oszczędni w słowach i gestach ukazują przed widzami całą paletę uczuć i emocji.

Moim zdaniem "Beckett" Waldemara Śmigasiewicza jest doskonałym uzupełnieniem repertuaru radomskiego teatru, czyniąc ten repertuar jeszcze bardziej zróżnicowanym i atrakcyjnym dla widza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji