Artykuły

Na kolanach o "Na czworakach"

Chciałbym na początku przeprosić silną ekipę realizatorów i aktorów sztuki "Na czworakach" za to, że nie mogę przyjąć pozycji zgodnej z konwencją i pisać tej recenzji na czworakach. Robiłem co mogłem. Niestety, okazał się, iż by wystukać co trzeba na maszynie, muszę oderwać górne kończyny od pdłogi. Mimo wszystko pozycja na kolanach też wydaje mi się właściwa co najmniej z dwóch powodów. Tym przecież spektaklem Igor Przegrodzki świętuje swoje 40-lecie pracy artystycznej, a para scenografów Wojciech Jankowiak i Michał Jędrzejewski przed kilkoma dniami dostała Nagrodę m. Wrocławia.

"Na czworakach" nie jest z pewnością najlepszą sztuką Tadeusza Różewicza, ale jak ukazuje teatralna praktyka bardzo wdzięcznym materiałem literackim do wystawienia na scenie. Jest ona jakby finałem "porachunków" Różewicza z formułą dramatu, teatralnymi konwencjami, wreszcie samym teatrem. Ale jest też dowcipnym pastiszem na różnego rodzaju relacje, np. artysta-władza, artysta-społeczeństwo i artysta a jego własne środowisko.

Tragikomedia, jak ją nazywa sam Różewicz, rodziła się bardzo powoli, autor "Kartoteki" zaczął pisać "Na czworakach" w roku 1965. Kilka razy przerywał pracę, by ją zakończyć w roku 1972. Reżyser wrocławskiej premiery "Na czworakach" również dłuższy czas nosił się z zamiarem wystawienia tej sztuki, w roku 1982 rozpoczął nawet pracę z aktorami Teatru Polskiego, ale po próbach przerwał. Przerwa ta trwała trzy lata.

"Na czworakach" nie odbyło triumfalnego pochodu przez dziesiątki scen, jak niektóre inne sztuki Tadeusza Różewicza. Wrocławska premiera jest bodaj trzecią realizacją tej sztuki w Polsce. Czwarta odbyła się w Essen. Prapremierę polską i światową przygotował warszawski Teatr Dramatyczny. Oglądaliśmy ten spektakl we Wrocławiu podczas 13 Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych w roku 1972. Jury obsypało wówczas spektakl wyreżyserowany przez Jerzego Jarockiego z Zapasiewiczem w roli Laurentego nagrodami.

NA KOLANACH O PRZEGRODZKIM

Na to przedstawienie można chodzić choćby tylko na Przegrodzkiego. Rola ta ma kilka warstw. Od karykaturalnej deformacji postaci zdziecinniałego starca rozpaczającego nad zepsutą kolejką; świadomego, pełnego buntu artystę, któy swój protest wyraża przyjęciem pozycji na czworakach; groteskową wywołującą salwy śmiechu wdowę i ulatującego do nieba poetę.

Przegrodzki swoje metamorfozy potrafił uwiarygodnić demonstrując wręcz popisowo i momentami brawurowo warsztatowe możliwości. Rola Laurentego może być pokazywana adeptom sztuki aktorskiej jako wzór pracy i rzetelności zawodowej. Nie ma w niej ani jednego fałszywego momentu, ani jednego zgrzytu i trudno sobie nawet wyobrazić, by ktoś tę postać mógł przeprowadzić przez wszystkie zawarte w niej zawiłości i progi w sposób bardziej czytelny i rzetelny, jednocześnie zgodny z intencją autora.

Ten znakomity wrocławski aktor nie tylko nie boi się śmieszności podprawionej chwilami nawet odrobiną perwersji, jak na przykład w scenie miłosnej z Dziewczyną, ale uświadamia nam jak można się bawić rolą, poruszać swobodnie na cieniutkiej granicy między prawdziwą Sztuką i... kiczem.

Oglądałem Przegrodzkiego w roli Laurentego dwukrotnie i z największą przyjemnością obejrzę jeszcze wiele razy.

NA KOLANACH O MINCU

O Tadeuszu Mincu mówią aktorzy, że potrafi znakomicie pracować, słuchać i przyjmować aktorskie propozycje, że nie "puszcza" żadnej roli, przypilnuje każdego, nawet w najmniejszym epizodzie. Naprawdę rzadko się zdarza, by ktoś w spektaklu reżyserowanym przez Minca zagrał zdecydowanie złą rolę. Minc ma przy tym wyjątkową teatralną wyobraźnię, wspaniale komponuje sceny zbiorowe, myśli obrazem i ma niezwykły dar pointowania sytuacji.

"Na czworakach" ogląda się z przyjemnością. Są w tym

spektaklu dziesiątki świetnych pomysłów, scen, żartów, a nawet "grepsów", które nie tylko nie rażą, ale kwitowane są przez widzów salwami śmiechu.

Minc wyzwalając własne, aktorów i pozostałych realizatorów, poczucie humoru nie chciał nas tylko rozbawić. Jego celem było, jak myślę, uświadomienie nam, ile prawdy o człowieku ginie w ceremoniach, konwencjach, schematach, szufladach, na biurkach.

NA KOLANACH O AKTORACH

Dawno czegoś takiego nie napisałem, może sprawia to pozycja, w której wystukuję literki, ale w tym spektaklu nie ma zdecydowanie złej roli. Po prostu - nie ma! Jest to jak już wspomniałem efekt wzajemnego zaufania i wspólnej ciężkiej pracy reżysera i aktorów.

Trudno naprawdę powstrzymać śmiech patrząc na Ferdynanda Matysika w roli Dr Racapana. Jeszcze raz ten aktor potwierdza swoje niewątpliwe komiczne predyspozycje, sprawność i kondycję fizyczną. Bogusław Danielewski jako Sitko, kolega po piórze Laurentego, produkt własnej megalomanii, pełen kompleksów, zawiści, ale i ciepła, wyróżnia się także w tym przedstawieniu. Nareszcie rozkwitł pełniej talent Andrzeja Szopy (Pudel), chyba pierwszy raz w takim stopniu. Trudne zadanie miały Bożena Baranowska i Wanda Sikora grające na zmianę rolę Dziewczyny. Obu paniom udało się, tak jak to Różewicz napisał, pokazać stereotyp dziewczyny "szczebiotki-idiotki" aspirującej do miana intelektualistki. Obie pokazały jak powierzchowna jest to poza. Mnie trochę bardziej przekonała Wanda Sikora i wydaje mi się, że jest to jej najlepsza rola z tych, które miałem możność oglądać. Zabawny i subtelny jest Zdzisław Sośnierz jako Hermafrodyt. W podobnej tonacji mogę napisać o Jadwidze Skupnik, która gra niezastąpioną gosposię bohatera - Pelasię. Tę listę komplementów mógłbym jeszcze kontynuować, ale każde uderzenie w klawisz zaczynam odczuwać w kolanach. To znak, iż powinienem kończyć ten panegiryk na cześć przedstawienia.

NA KOLANACH O SCENOGRAFII I MUZYCE

Ściany pokoju Laurentego duet Jankowiak-Jędrzejewski zbudował z oszklonych ram okiennych. Stwarza to inscenizacyjnie ciekawe możliwości, zresztą skwapliwie wykorzystane przez reżysera. W pierwszej części przez okna różni ludzie podglądają Laurentego, w drugiej, "muzealnej" - okna zmieniają swoją funkcję na gabloty, w których są gromadzone pamiątki po artyście. Efektowna jest scena przejścia przez pomost postaci niosących świecące "ogródki", wawrzyny, laurowe wieńce (?).

Muzyka Zbigniewa Karneckiego w sposób niemal niezauważalny, co uważam za zaletę, wspomaga klimat spektaklu, niekiedy pointując bardziej dramatyczne albo zabawne momenty.

PO WSTANIU Z KOLAN

Po tym co napisałem w pozycji bliskiej czworakowej nakłaniałbym do obejrzenia "Na czworakach". Do teatru można się udawać w pozycji pionowej, to znaczy na dwóch nogach. Może ktoś zweryfikuje moje opinie. Sam nie wiem ile nakłamałem pisząc recenzję na kolanach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji