Artykuły

Z pozycji "czworaków"

Zanim scena roztętni się życiem, uwagę widzów skupia ustawiony na szynach, na tle zasłoniętej kurtyny, pociąg. Ten model dziecinnej kolejki jest widomym symbolem powrotu bohatera do lat "szczenięcych". Co i raz ów powrót będzie się w spektaklu pojawiał.

Po odsłonięciu kurtyny ginie gdzieś kolejka przytłoczona monumentalnie rozbudowaną scenografią przedstawiającą drewnianą konstrukcję w kształcie ram okiennych okalających z trzech stron scenę. W tym wnętrzu zaprezentowana zostanie groteskowa opowieść o Laurentym, bohaterze przedstawienia, wybitnym poecie za życia już opatrzonym etykietką Wielkiego Twórcy, którego miejscem właściwym może być tylko pomnik ku pamięci potomnych. Laurenty w pełni świadom własnej wartości i wartości swych dzieł buntuje się jednak przeciwko takiej "mumifikacji".

Trudno zatem mu się dziwić, że miast trwać na cokole wybiera diametralnie różny sposób życia, a mianowicie - podobnie jak zwierzę domowe - chadza na czworakach. Ale tylko wtedy, gdy podpatrują go inni. Lecz pełna ironii intencja poety (chodzić na czworakach znaczy błaznować, znaczy być na przekór obowiązującym konwencjom społecznym, obyczajowym, estetycznym, etc, etc) opacznie bywa rozumiana. Otóż goście poety nie dopatrując się w takim ułożeniu ciała czegoś nienormalnego, sami - w trakcie wizyty - czynią to samo.

Sam Różewicz nazwał dramat tragikomedią. Zaiste, tragiczna, a zarazem komiczna jest zaprezentowana tu wizja relacji: poeta i społeczeństwo, jednostka twórcza a machina niszcząca owe twórcze zdolności.

Niełatwo tę niedostateczne klarowną (tak, zresztą zamierzoną przez autora) strukturę dramatu - będącą przecież raz niby zapożyczeniem ze znanego dzieła, raz skarykaturowaniem postaci, czy też obowiązujących w dramacie konwencji, a to znowu czymś w rodzaju pastiszu - przełożyć na język środków teatralnych. A przy tym - co najważniejsze - nie utracić klimatu poezji. Tego właśnie zabrakło we wrocławskim przedstawieniu.

Być może zaszkodziła mu koncepcja zbytnio rozbudowanej inscenizacji oraz podawania rzeczy wprost, z tzw. parteru, gdzie dowcip staje się dosadny i gruboziarnisty. I jakkolwiek w dramaturgii Różewicza splata się niebo z ziemią, konkret z metaforą, poezja z brukową codziennością, tak w spetaklu zdominowało to drugie: trywialność. Nie przeszkodziło to jednak Igorowi Przegrodzkiemu w znakomitym poprowadzeniu postaci poety. Jego Laurenty jest przejmujący i komiczny, mądry i infantylny, stary i młody zarazem. Igor Przegrodzki zaprezentował szeroki warsstat umiejętności aktorskich.

W sumie zobaczyliśmy spektakl efektowny, i chyba dość bliski Różewiczowi w warstwie przesłania myślowego (przynajmniej w kilku scenach). W owym jednak nadmiarze pomysłów inscenizatorskich nie zabrakło niestety, scen nieudanych (jak choćby Mefisto i milicjant z pałką, czy wizyta poety w wesołym miasteczka z nagimi panienkami na tle obracającego się niczym w słynnym Moulin Rouge - koła) i jakby do końca nieumotywowanych jak np. scena przemienienia się Laurentego w ptaka odlatującego (ucieczka od świata ułudy?) do zupełnie innego, nieznanego (jakiego więc?) świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji