Artykuły

Każda rola jest inspirująca

- Jeśli aktor twórczo podchodzi do zadania i, korzystając z uwag reżysera, sam szuka rozwiązań, każda rola może być inspirująca - mówi IWONA KONIECZKOWSKA, aktorka m.in. Teatru Ludowego w Krakowie.

Była aktorką krakowskich teatrów Bagatela i STU, gra w Ludowym oraz na scenie Współczesnego we Wrocławiu w "Kosmosie" Gombrowicza. Miastu nad Odrą zawdzięcza nagrodę dziennikarzy w Przeglądzie Piosenki Aktorskiej, ale jej największy triumf to Grand Prix Festiwalu Piosenki Francuskiej w Lubinie, kiedy to Wojciech Młynarski namówił ją na stworzenie pierwszego recitalu.

Z drugim, "Naprawdę wolicie blondynki?", objeżdża kraj. Tytuł prowokacyjny, bo z plakatu uśmiecha się ujmująco wsparta na kontrabasie... szatynka. Niby "Prześliczna wiolonczelistka" albo żeński odpowiednik "Kontrabasisty" Jerzego Stuhra. Tematem, zasugerowanym przez kolegę z roku Pawła Miśkiewicza, jest dzień z życia kobiety, od świtu do nocy. Bez pretensji, za to z poczuciem dystansu do siebie i świata. Zróżnicowane w klimacie piosenki napisali dla niej Janusz Grzywacz i Grzegorz Turnau. Inny niedawny sukces Konieczkowskiej to rola Malki Pegelman w przedstawieniu "Siostry Parry" w reżyserii Piotra Szalszy z Teatru Ludowego w Krakowie. Czy w losach duetu śpiewających sióstr, szukających szczęścia w Stanach Zjednoczonych, nie da się odczytać metafory losu aktorki?

- Nie dopatrywałabym się podobieństw, choć faktycznie stukam do różnych drzwi, odkąd Teatr STU stał się impresaryjny - przyznaje. - Miło wspominam widowiska z początku lat 90., jak "Twardowski" czy "Markietanki" Krzysztofa Jasińskiego. Na przygotowanie roli Malki w Ludowym miałam tylko trzy tygodnie. W tym wyzwaniu pomógł mi zwłaszcza kierownik muzyczny Jerzy Kluzowicz. Znam swoje ograniczenia, uważam się za aktorkę, nie za wokalistkę. Pomysł, by poświęcić się scenie, rodził się powoli. Rodzice bardzo pilnowali, by mała Iwona rozwijała się muzycznie. Sama zainteresowana twierdzi, że w ćwiczeniach gry na fortepianie była oporna. Sześć lat nauki gry nie poszło jednak na marne, bo - poza popisowym numerem: sonatą "Dla Elizy" - czyta nuty i ma wyczucie rytmu. W rodzinnym Krośnie brała udział w szkolnych występach, jasełkach. Pojawiły się pierwsze aparaty fotograficzne jako nagrody w konkursach poezji śpiewanej. Pani instruktor z domu kultury pomogła jej w przygotowaniach do aktorskiego egzaminu. Udało się. I wkrótce Marta Stebnicka zaczęła wymieniać Konieczkowską wśród wychowanków, z których jest szczególnie dumna.

- Pamiętam ciągłą walkę profesor Stebnickiej z nami: o temat, pomysł, świadomość. O artykulację. To słowo pojawiało się najczęściej. Piosenka to artykulacja. Przygotowaliśmy z panią profesor przedstawienie złożone z piosenek Bérangera, z kostiumami jak z Toulouse-Lautreca. Z powodzeniem pokazywaliśmy je nawet we Francji. W poprzednim roku akademickim byłam asystentką pani Marty Stebnickiej przy "Zielonej Gęsi" Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, przedstawieniu dyplomowym ostatniego rocznika krakowskiej szkoły teatralnej.

Zapytana o nową płytę, Iwona Konieczkowska odpowiada, że tak naprawdę prawdziwą przyjemność daje jej żywy kontakt z widzem. Na scenie przytrafiają jej się, jak na razie, postacie charakterystyczne. - Jeśli aktor twórczo podchodzi do zadania i, korzystając z uwag reżysera, sam szuka rozwiązań, każda rola może być inspirująca.

Na zdjęciu: Iwona Konieczkowska podczas imprezy Noc Duchów i Innych Upiorów, Kraków 2001 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji