Artykuły

Iwan Wyrypajew

- Chcę zrobić najwięcej, jak mogę, żeby zbliżyć nasze narody. Rosjanie uwielbiają polską kulturę, polskich aktorów, kino, teatr. Z teatrem to aż do przesady. Nasze kultury są splecione, jedynym problemem jest polityka - mówi IWAN WYRYPAJEW, rosyjski reżyser i dramaturg.

Jedna z największych gwiazd rosyjskiego teatru porzuca eksperyment na rzecz klasyki. W lutym na scenie warszawskiego Teatru Studio Iwan Wyrypajew zmierzy się z Gogolem. Newsweekowi opowiada o Irkucku, rosyjskiej duszy i science fiction. Jest ich dwóch. Pierwszy niezwykle ekspresyjny, z widowni przygląda się próbującym aktorom. Gra razem z nimi, na twarzy cały czas skrajne emocje, grymasy, śmieje się, krzyczy, aktorka podnosi dłoń, on też. Kiedy coś idzie nie po jego myśli, wchodzi na scenę, porusza się jak w transie, przestawia aktorów, każe powtarzać fragmenty po kilka razy. Wyglądają na zmęczonych, większość z nich pracuje równolegle nad innymi spektaklami, ale próbują dalej.

Wśród nich Karolina Gruszka, muza Wyrypajewa, prywatnie żona i matka jego córki. Z nią rozumieją się intuicyjnie. Podczas próby kilkakrotnie Wyrypajew przechodzi na rosyjski, wyrzuca z siebie kilkanaście zdań, jakby próbował nadążyć za emocjami, siedząca obok tłumaczka natychmiast zabiera się do pracy. - Jeszcze nigdy nie widziałem czegoś takiego - powie mi potem Adam Lach, fotograf. - Byłem w życiu na paru próbach, ale tu czułem się jak na planie u Kubricka. Facet był jak w transie przez cały czas. Potem próba się kończy. Wulkan emocji znika, zostaje lekko wycofany, miły facet o delikatnej urodzie schorowanego chłopca. Iwan Wyrypajew od ponad 10 lat jest jedną z największych gwiazd rosyjskiego dramatu.

Brutal w teatrze

Po próbie "Ożenku" Gogola (premiera 1 lutego) szukamy się w kulisach warszawskiego Teatru Studio. Mnóstwo korytarzy i pomieszczeń, na drzwiach palarni tabliczka "Zakaz palenia" w środku dwie absurdalnie plastikowe palmy obok nieużywanych fragmentów dekoracji i piętrzącego się sprzętu, którego przeznaczenia nikt dzisiaj nie pamięta. Jestem jedną z kilku osób, które w tym samym momencie mają interes do Wyrypajewa, potrzebujemy zdjęć, ktoś inny konsultuje ustawienie kamery, ktoś ma pytania o najbliższą próbę.

- To bardzo trudny spektakl - zamyśla się, kiedy już uda nam się znaleźć miejsce, w którym możemy spokojnie porozmawiać. Cichy, wyprany z barwy glos. - Wciąż nie jestem pewien, czy nam się uda. Trzeba być prawdziwym mistrzem, by zabrać się za klasyczny tekst. Do tej pory tego nie próbowałem. Dużo łatwiej robi się teksty współczesne. Chcę wystawić Gogola takim, jakim on jest naprawdę, bo jak to robić inaczej? Wsadzać klasyczny tekst we współczesne kostiumy to dziecinada. Chcę, żeby widz dostał szansę spotkania z Gogolem, z satyrą, bo dzisiaj brakuje prawdziwej satyry.

Wystawienie "Ożenku" było cichym marzeniem Wyrypajewa, pomysłem, który od kilkunastu lat czekał na swój czas. - To było z 15 lat temu, mieszkałem jeszcze wtedy w Irkucku - mówi. - Obejrzałem "Ożenek" wystawiony przez mojego profesora ze szkoły teatralnej. Bardzo dobry spektakl. Obiecałem sobie wtedy, że kiedy już będę gotowy, spróbuję zmierzyć się z Gogolem.

Zaczął jednak od zupełnie innego teatru, chciał podejmować trudne tematy, odpowiadające rzeczywistości, w której żył. Dorastał w Irkucku w czasach pieriestrojki. Bardzo zły czas. Potem przyszedł Jelcyn i zrobiło się jeszcze gorzej, tak źle jak nigdy. Walki gangów, korupcja, narkotyki. - Było jak na wojnie. Brakowało jedzenia, na ulicach strzelali z automatów. Wszędzie narkotyki. Prawie połowa mojej klasy nie żyje. Heroina, HIV. Mój najbliższy przyjaciel wtedy zmarł. Chciałem coś dla nich napisać, dać im głos - opowiada Wyrypajew.

Napisał "Sny" (1999), debiutancki tekst o grupie narkomanów, którzy w poszukiwaniu szczęścia i miłości zapędzili się tam, skąd nie da się wrócić. - W latach 90. w Rosji narkomani byli traktowani jak nieludzie. Lekarze, u których szukali pomocy, patrzyli na nich jak na śmieci. To było straszne. Uznałem, że rolą teatru jest pokazać, że to są ludzie, to są opętane dzieci. W tamtym czasie chciałem być reżyserem, nie dramaturgiem. Ale nie było takiego tekstu, musiałem więc go napisać.

W Irkucku nikt wtedy nie pisał takich rzeczy, nikt też nie chciał ich oglądać. Eksperymentalny teatr Wyrypajewa został dostrzeżony na świecie, artystów zapraszano do wielu europejskich miast, grali na festiwalach. W rodzinnym mieście nie byli nikomu potrzebni, bezskutecznie starali się o dofinansowanie. Po skandalizującej premierze "Snów" ekipa postanowiła przenieść się do Moskwy.

Tam młodzi dramaturdzy zorganizowali sobie własne miejsce w piwnicy budynku położonego tylko kilka minut drogi od Krelma. Teatr.doc szybko stał się miejscem kultowym, zyskując popularność podobną do tej, która stała się udziałem warszawskich Rozmaitości na początku ubiegłej dekady. Fani teatralnej awangardy mijali się w drzwiach z podążającą za trendami młodzieżą. Twórcy Teatr.doc eksperymentowali z przestrzenią, wyprowadzali przedstawienia w przestrzeń miejską. Chcieli dokumentować współczesność, uciekać od teatralnego metajęzyka. Nazywyany poetą teatru Wyrypajew był największą gwiazdą swojego środowiska i zarazem outsiderem. Uzależnieni od narkotyków bohaterowie "Snów", schizofreniczka z "Genezis 2" morderca z "Tlenu" na dłuższy czas stali się symbolami nowego dramatu rosyjskiego. Później przyszedł jeszcze sukces filmowy.

- Sporo o tym pisano, jednak nie, nie czuję się specjalistą od rosyjskiej duszy - Wyrypajew uśmiecha się, a potem na chwilę pogrąża w myślach. - Nie wiem, czy coś takiego w ogóle istnieje. Oczywiście lubimy mówić o sobie, że jesteśmy wyjątkowi. Mamy specyficzne podejście do sacrum, widzimy je wszędzie, czasem do przesady. Bardzo emocjonalni jesteśmy, to na pewno. Lubię Rosjan, ale widzę grzechy, nad którymi musimy pracować. Jesteśmy za słabo wykształceni, bywamy egoistyczni i pyszni. Nawet z tą szczególną duchowością, którą sobie przypisujemy, jednocześnie zapominając, że wokół nas wciąż jest dużo brudu i korupcji.

Dusze polsko-rosyjskie

O Karolinie Gruszce rozmawia niechętnie. Kolorowa prasa wielokrotnie węszyła skandal, pisano o despotycznym charakterze Wyrypajewa, sugerowano, że rosyjski tyran zdominował młodą polską aktorkę i łamie jej karierę. - Karolina jest.. - przerywa, kiedy pytam go o ich wspólną pracę.

- Jesteśmy przyjaciółmi przede wszystkim, bardzo dobrze się rozumiemy. Ona ma wielki talent. Może to zabrzmi trochę nieskromnie, ale tak jest. Długo szukałem takiej aktorki. Takiej, dla której sztuka byłaby drogą, zupełnie jak dla mnie. Dlatego często odrzuca propozycje. Ostatnio było nam trochę przykro, bo przyszła propozycja roli w rosyjskim serialu, a my potrzebujemy pieniędzy.

Od kilku lat Wyrypajew żyje między Moskwą i Warszawą. Tam ma dwóch synów z pierwszego małżeństwa, pracuje ze studentami, wkrótce obejmie funkcję dyrektora w Teatrze Praktika, jednym z najważniejszych ośrodków nowej dramaturgii w Rosji. W Warszawie mieszka z żoną i córką, tu ma kolejne premiery, w kwietniu zamierza wystawić "Genezis 2".

- Cały czas z Karoliną podróżujemy, oboje mamy kariery w dwóch krajach. To bywa męczące, ale co zrobić, chyba jesteśmy na to skazani do emerytury. Więcej czasu spędzamy w Warszawie, tu mamy mieszkanie, w Moskwie trzeba wynajmować. Nie jest to łatwe.

- Dostrzegasz podobieństwa między Polakami a Rosjanami? - pytam. - Stosunki polsko-rosyjskie bywały dość trudne.

- Chcę zrobić najwięcej, jak mogę, żeby zbliżyć nasze narody. Rosjanie uwielbiają polską kulturę, polskich aktorów, kino, teatr. Z teatrem to aż do przesady. Nasze kultury są splecione, jedynym problemem jest polityka. Moim marzeniem jest, żeby Rosja otworzyła się na innych, najlepiej zacząć od Polski. Mamy trudną historię, lecz jesteśmy sobie bliscy.

Na polskich scenach największym sukcesem Wyrypajewa był wystawiany w warszawskim Teatrze na Woli "Lipiec". Monodram z udziałem Karoliny Gruszki zebrał świetne recenzje, okazał się też wielkim sukcesem komercyjnym. Aż nagle Wyrypajew postanowił wycofać się z wystawiania spektaklu.

- "Lipiec" był dla nas bardzo ciekawy, ale musieliśmy go zamknąć - tłumaczy.

- Temat był za mocny, nie daliśmy rady przez niego przejść. Teraz ta sztuka jest zakazana, nie pozwalam jej wystawiać. Ona ma bardzo mocną energię, trzeba uważać, żeby nad nią zapanować, wziąć za nią odpowiedzialność. Nad takim tematem może pracować tylko mistrz, ja jeszcze nie potrafię. Na razie nie będę się z nim mierzył. Oczywiście teatr nie był zadowolony, obrazili się trochę, ale trudno.

Żeby zrozumieć słowa o energii, trzeba odwołać się do fascynacji Wyrypajewa jogą oraz filozofią Wschodu. Podczas pracy nad wystawionym w październiku ubiegłego roku spektaklem "UFO. Kontakt" dramaturg rozmawiał z ludźmi z całego świata, którzy twierdzą, że widzieli UFO. Ale kosmici wcale go nie interesowali. Raczej spotkanie z tajemnicą.

- Ta kosmiczna tajemnica jest tu - wskazuje na siebie. - W każdym z nas. Ja jestem kosmosem, przecież mieszkamy w kosmosie, jesteśmy jego częścią.

- Więc sami jesteśmy kosmitami? - żartuję.

- Dokładnie tak - odpowiada Wyrypajew. I w podobnym duchu dodaje, że sztuka jest dla niego tylko narzędziem. - Kino czy teatr same w sobie nieszczególnie mnie interesują - mówi. - To tylko środki. Owszem, teatr jest moim najważniejszym nauczycielem w życiu. Ale moim celem jest poznanie samego siebie, znalezienie prawdziwej wolności. I teatr daje taką szansę. Ale trzeba uważać. Teatr jest jak bomba atomowa. Może być bardzo niebezpieczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji