Artykuły

Cienie bezkonkurencyjne

"Teatr cieni Ofelii" w reż. Włodzimierza Fełenczka w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Agnieszka Maria Sztyler.

Ciemność i półmrok niezwykle rzadko rozświetlane pełnym światłem. Na scenie jeden, czasem dwóch aktorów. Ascetyczna scenografia w zgaszonych kolorach, czasem dźwięk fortepianu czy przejeżdżającego pociągu - tylko tyle wystarczyło Włodzimierzowi Fełenczakowi, by wyczarować niezwykle poetycki i liryczny spektakl, który w dorosłych widzach potrafił obudzić być może uśpione nieco pokłady wyobraźni.

Poetycka, liryczna i pełna groteskowego humoru opowieść o życiu (a nawet "życiu po życiu", bo bohaterka trafi do nieba) suflerki teatralnej, to adaptacja historii opowiedzianej przez Michaela Ende - wybitnego współczesnego autora książek dla dzieci. Dotyka pytań o sens życia, wiary w marzenia, rolę teatru i skłania do refleksji nad rolą sztuki w naszym życiu. Dorosłym widzom przypomina o utraconej niewinności - rozpoznają się w tragikomicznym portrecie - zdominowani przez konsumpcję, snobizm czy niespełnione ambicje, które jesteśmy skłonni lokować I we własnych dzieciach.

Powstał spektakl niezwykle kameralny ze znakomitymi rolami Marii Perkowskiej (Ofelia) i Pawła Sanakiewicza, aktora przecież dramatycznego, który świetnie odnalazł się w tej lekkiej konwencji, bawiąc się rolą celebrującego swoją funkcję teatralnego reżysera i jednocześnie narratora opowiadanej historii. Większość aktorów widoczna jest tylko w postaci cieni tańczących na białym ekranie, ale tańcem tym potrafią opowiedzieć najbardziej niezwykłe historie.

"Teatr cieni Ofelii" porusza duszę i wyobraźnię poprzez minimum obrazu. Dzieci odbierają spektakl wrażeniowo, dorośli często wybuchają śmiechem, reagując na wszelkie gry, w jakie wciągnięty jest widz, np. gdy słyszymy, że prowincjonalny teatr padł, bo wszyscy widzowie woleli odwiedzać ten w wielkim mieście - jako element scenografii (Jarosława Koziary) pojawia się tekturowa makieta pałacu kultury i Teatru Wielkiego.

Spektakl rozpoczyna się w całkowitej ciemności, z której po chwili wyłaniają się delikatnie majaczące kręgi światła rzucanego przez latarkę. I tak już będzie do końca. Ascetycznie, poetycko, bez zbędnych rekwizytów - po prostu istny teatr cieni, z którymi nikt i nic nie śmie konkurować. Spora w tym zasługa scenografii i ascetycznego, zgaszonego, przyprószonego koloru (sepie, zielenie, ochry i granaty czasem uzupełniane starym złotem, zgaszone - nawet jeśli jest to błękit nieba czy zieleń trawy - spowite cieniem). Mocniejsze barwy pojawiają się tylko w kilku scenach - kościół zasugerowany jest np. jedynie malutkim barwnym witrażem przypominającym roratnie lampiony. Nie ma tu rekwizytów nowej rzeczywistości, zabawek, jakimi dziś bawią się dzieci. Jeśli jest miś, to taki, jakie pamięta jeszcze ze swojego dzieciństwa pokolenie dzisiejszych dziadków. Jeśli torba podróżna, to oczywiście skórzana stara walizka. Jeśli kolor, to taki, jaki dorośli pamiętają sprzed lat - gościł na karbowanych bibułach, z których robili zabawki na choinkę i kukiełki w domowym czy szkolnym teatrzyku. Ten ostatni zresztą pojawia się. nieustannie przenosząc widzów w świat utraconego dzieciństwa, po którym kroczą cienie ołowianego żołnierzyka czy Don Kichota.

"Teatr cieni Ofelii" porusza duszę i wyobraźnię poprzez minimum obrazu. Nawet niezwykle długa scena podróży - rozlegający się w zupełnej ciemności (przerywanej błyskami świateł) stukot przejeżdżającego pociągu - działa na wyobraźnię mocniej niż najbardziej rozbudowana scena z disnejowskiej kreskówki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji