Artykuły

Trochę odurwisowany Emil

"Emil z Lonnebergi" w reż. Konrada Dworakowskiego w Teatrze Baj w Warszawie. Pisze Karol Suszczyński w serwisie Teatr dla Was.

Z tego spektaklu nie wyszedłem zadowolony, bardziej zdumiony jego nierównym tempem - potężne, momentami aż nużące, partie dialogowe odcinały się wyraźnie od świetnych, ukazujących nie tylko kapitalne pomysły reżyserskie ale i perfekcyjnie zgrany zespół, scen bez tekstu.

Problem ewidentnie tkwił w nie najlepszej adaptacji utworu szwedzkiej pisarki. Opowieść o pomysłowym i rezolutnym chłopcu, którego szalone koncepty doprowadzają ojca do napadów dzikiego szału, matkę wprowadzają w drżenie rąk i palpitacje serca, a u sąsiadów wywołują stan permanentnego zdziwienia na twarzy, w tym spektaklu przerodziła się w historię o rodzinie, która ma ewidentnie problem z nieokrzesanym dzieckiem. W dodatku charakterystyczna postać Emila stała się niemal równorzędna z pozostałymi postaciami spektaklu, a z tymi młodzi widzowie (zwłaszcza nie znający książki Astrid Lindgren) mogli mieć spory problem.

Oprócz jasno zaznaczonych ról Ojca i Matki, pozostali bohaterowie byli niemal anonimowi - i nie jest to wina aktorów. Z treści spektaklu nie wiadomo chociażby, kim jest Alfred i jakie relacje łączą go z tytułowym bohaterem (w wyniku czego traci wartość najważniejszy epizod, jakim jest uratowanie przez dzielnego chłopca życia swojemu przyjacielowi). Podobnie jest z Liną, której obecność na scenie sprowadza się głównie do namawiania młodego parobka do małżeństwa, przez co nie wiadomo do końca jaką pełni ona funkcję w domu bohatera. Najgorzej jest z Idą, młodszą siostrą Emila, która w pierwszej części pojawia się epizodycznie, w dodatku niczym deus ex machina (tu raczej wina reżysera), a w drugiej bez wyraźnej przyczyny staje się głównym partnerem w paru figlach. Jedyne, co umożliwia publiczności identyfikację tej postaci, to jej forma - Ida i Emil są lalkami, pozostali bohaterowie zaś grani są w żywym planie. To jednak za mało, bo choćby aktorka ją grająca (Magdalena Dąbrowska - bezspornie najlepsza z zespołu w tej inscenizacji, czego dowodem jest kapitalne zróżnicowanie wszystkich epizodów granych przez nią w spektaklu, w dodatku podszytych potężną dawką humoru) dwoiła i troiła się na scenie, to śmiało można odebrać Idę jako równą w psikusach kumpelę z miasteczka. Mam też pewne uwagi do prowadzenia lalki tytułowego bohatera, bo często nie animowana a zwyczajnie przestawiana i przenoszona, wyraźnie zdominowana była przez grającego nią aktora (Marek Zimakiewicz).

Ale spokojnie, to wcale nie jest złe przedstawienie. Widać, że reżyser (Konrad Dworakowski) włożył sporo serca i poszukał ciekawych pomysłów, by jakoś wybrnąć z tego impasu. Sceny zbiorowe są kunsztem gry zespołowej. Liczne gonitwy, scena bójki czy narodzin prosiaka nie tylko zachwycają prawie że choreograficzną precyzją, lecz przede wszystkim bawią do łez, podkreślając i ubarwiając niesforne pomysły młodego nicponia. Momentami są nawet tak wyrafinowane, że bardziej trafiają do dorosłej publiczności - jak choćby genialna w swojej prostocie scena z upiciem mieszkańców kurnika pozostałościami (pestkami) z nalewki - w wyniku czego rozweselony i rozpiany drób poddaje się iście cyrkowej tresurze, niczym nieźle wyćwiczony i skoordynowany zespół akrobatyczno-gimnastyczny. Łzy płynęły mi ciurkiem.

Pomysłów do inscenizacji dostarczała też scenografia autorstwa Martyny Dworakowskiej - transparentna i mobilna konstrukcja ze zbitych (niczym drewutnia, w której zamykany jest Emil) desek, zamienia się nie tylko w dom bohatera, ale także w otaczające go budynki gospodarcze czy wręcz w całe miasteczko. Magii i niesamowitości tej scenografii dodaje także niedawno zakupione przez teatr całkowicie nowe i nowoczesne oświetlenie oraz sprzęt (zasługa dyrektorki - Ewy Piortowskiej), dzięki któremu biały horyzont mieni się feerią kolorów a w akcję spektaklu wplecione są animacje komputerowe.

Choć wiele ciekawych, szalonych czy wręcz kontrowersyjnych pomysłów małego chłopca umknęło w tej adaptacji Emila, to jednak dzieci świetnie się bawiły i co chwila podkreślały swoją radość wybuchami gromkiego śmiechu. Próbowały nawet nagradzać aktorów brawami w trakcie spektaklu, ale nie wiedzieć czemu, nadgorliwe opiekunki natychmiast tłumiły takie przejawy radości - zupełnie bez sensu. Pozwólmy się dzieciom bawić i angażować w spektakl, inaczej chodzenie do teatru będzie dla nich karą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji