Artykuły

Pięknie i mądrze, ale czy dla dzieci?

"Teatr cieni Ofelii" w reż. Włodzimierza Fełenczka w Teatrze im. Osterwy w Lublinie oglądała Ewa Dziedzic z Dziennika Wschodniego Lubelskiego.

Czterdziestolecie pracy w teatrze Włodzimierz Fełenczak, dyrektor Andersena, uczcił prapremierą polską utworu Michaela Endego "Teatr cieni Ofelii"

Najnowsza bajka w Teatrze Andersena zaczyna się znajomo. Odczytujemy fragmenty starego Lublina na pożółkłych zdjęciach, rozpoznajemy miasto w Bramie Krakowskiej i Teatrze Osterwy. Prosto identyfikuje się stołeczny Pałac Kultury. Łatwo w tę scenografię włącza się treść przedstawienia: Lublin nie lubi artystów. W teatrze są pustki, aktorów się zwalnia, bogaci mieszczanie wolą wsiadać w coraz liczniejsze samochody i wyjeżdżać do stolicy, gdzie tych samochodów jest jeszcze więcej. Prawda? Prawda.

Premierowe przedstawienie "Teatr cieni Ofelii" nie jest jednak rozprawą z polityką kulturalną państwa czy miasta Lublin, a romantyczną sztuką o potrzebie teatru w ogóle, a w szczególności o miłości do teatru Włodzimierza Fełenczaka. Stąd rysy lubelskie, stąd nawet, o czym cyt! - Fełenczak w elementach scenografii jako dość nadobne dziecię. To jego dość osobista sztuka, którą kończy 40 lat pracy w teatrze.

I powiedzmy od razu, że to najlepsze przedstawienie ostatnich lat. Prościutka fabuła opowieści o Ofelii została poprzecinana dygresjami, odkrywającymi wrażliwość reżysera, tworząc możliwości popisu aktorom, umożliwiając użycie różnych technik teatralnych. Świetnie wypadają sceny teatru cieni, dużego i małego, teatrzyk papierowych laleczek jest czytelny i angażujący uwagę, jest też teatr żywego planu. Przejścia od jednej do drugiej formy są rozumne, wzbogacające wymowę sztuki.

Tytułowa suflerka Ofelia została zagrana przez Marię Perkowską ze znawstwem rzeczy. Autentyzm jej Ofelii z miejsca budzi sympatię. Filarem spektaklu jest Paweł Sanakiewicz, który ani na chwilę nie schodzi ze sceny i ani chwili nie nudzi (się i publiczności). Jest opowiadaczem, aktorem, reżyserem, komentatorem, widzem.

Zagrała też scenografia Jarosława Koziary: wycinankowe, proste, sprowadzone do niezbędności dekoracje (rozpoznawalna architektura), laleczki z papieru, cienie, kostiumy dużych manekinów (Andersen, Sancho Pansa i Falstaff, Anioł). Poetyckie przedstawienie, jakim jest ten spektakl, jest cudownie podpierane muzyką, słowami "od siebie", cytatami z innych spektakli. Za to Fełenczak może iść do nieba jak panna Ofelia w tym spektaklu." Ale niebiańska scena jest za długa. Jeden ton, ta sama atmosfera, koniec akcji - to nie może tyle trwać. Publiczność kilka razy wyrywała się do oklasków, sądząc, że to finał.

Na koniec refleksja Tomasza Jaworskiego, znanego lalkarza, który przed laty dyrektorował w Andersenie. - Przedstawienie jest poetyckie, śliczne, mądre. Ale dla kogo? To przedstawienie nie jest dla małych dzieci. Jest dla gimnazjalistów, dla dorosłych. Tylko że u nas tak się utarło, że jak teatr lalkowy, to tylko dla osesków. Szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji