Artykuły

"Kotka" bez pazura

"Kotka na gorącym blaszanym dachu" w reż. Katarzyny Deszcz w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta w Gazecie Wyborczej - Kielce.

W czasie sejmowych dyskusji o związkach partnerskich wystawienie "Kotki na gorącym blaszanym dachu" w nowym przekładzie aktora Jacka Poniedziałka wydaje się strzałem w dziesiątkę. Szkoda, że w najnowszej premierze w Teatrze im. Stefana Żeromskiego nie udało się wykorzystać potencjału nowego przekładu.

Kieleckie przedstawienie w reżyserii Katarzyny Deszcz jest dopiero ósmą polską inscenizacją tego dramatu. Trochę to dziwne, bo dramat opowiada o tym, co widzów mocno interesuje - o ciemnej, skrywanej stronie wielu bogatych rodzin, pazerności, rywalizacji w staraniu o majątek, konfliktach i dziwnych grzeszkach. Być może to efekt przedstawienia warszawskiego Teatru Powszechnego z lat 90., gdzie w rolę Margaret wcieliła się królowa polskiej sceny Krystyna Janda. Być może dzieło Tennessee Williamsa zginęło z innego powodu - zalewu czasopism plotkarskich i telenowel, które poruszają podobną tematykę.

Bo o czym opowiada "Kotka na gorącym blaszanym dachu"? Rodzina milionera przyjeżdża do niego na 65. urodziny. Wielki Tata jeszcze nie wie, że umiera na raka, a jego bliscy już zaczynają walkę o majątek. Na spadku zależy zwłaszcza Gooperowi i jego żonie Mae, rodzicom piątki dzieci. Niestety, nie są zbyt lubiani w rodzinie. Wielki Tata woli swojego drugiego syna, Bricka. Ten jednak pogrąża się w alkoholizmie, przeżywając śmierć swojego przyjaciela Skkipera. Jego żona Margaret ma świadomość homoseksualizmu męża, ale trwa w tym związku, beznadziejnie kochając i licząc na cud. Jest jeszcze żona Wielkiego Taty, która dowiaduje się, że jej mąż nigdy jej nie kochał, a mimo to trwa przy jego boku, stwarzając pozory szczęśliwego związku.

Niestety, kielecka inscenizacja niewiele odbiega od stylu telenowel. Statyczne sceny, ciągnące się w nieskończoność dialogi sprawiają, że w kieleckiej "Kotce" wieje nudą. Dodatkowo teksty Williamsa są tak emocjonalne, że łatwo o aktorską nadekspresję i trzeba przyznać, że w kilku scenach aktorzy nie oparli się tej pokusie. Dotyczy to zwłaszcza grającej Margaret Beaty Pszenicznej i Zuzanny Wierzbińskiej jako Mae. Wiecznie pijący Brick w wykonaniu Andrzeja Platy przez cały spektakl nawet odrobinę się nie upija, a swój dramat przeżywa bardziej jak chłopiec niż jak mężczyzna. Na tym tle wyjątkowo dobrze wypada Paweł Sanakiewicz, który jako umierający na raka Wielki Tata stworzył na scenie postać z krwi i kości, żyjącego w zakłamaniu człowieka, który u kresu swojego życia chce wreszcie stawić czoła prawdzie.

"Kotka na gorącym blaszanym dachu" w tłumaczeniu Poniedziałka obnaża przyczynę nieszczęśliwego małżeństwa Margaret i Bricka, czyli skrywanego homoseksualizmu. Szokuje dużą ilością przekleństw, dając sztuce pazur i szansę dodatkowych interpretacji uwalniających Williamsa od podobieństwa do telewizyjnych telenowel i egzaltowanych seriali. Niestety, na wykorzystanie tego potencjału teatromani będą musieli jeszcze poczekać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji