Artykuły

Sex, kłamstwa i kaseta audio

"Tape" w reż. Anety Groszyńskiej w PWSFTviT i Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Piotr Grobliński w portalu reymont.pl.

Wbrew filmowym skojarzeniom tytułowa taśma w spektaklu Anety Groszyńskiej nie jest taśmą wideo, tylko minikasetką do przenośnego dykatfonu, na który jeden z bohaterów nagrywa kolegę wspominającego pewną scenę sprzed lat. W przedstawieniu pt. Tapezrealizowanym z czworgiem studentów łódzkiej PWSFTviT film jednak się pojawia - służy do wzięcia w nawias pokazywanych wydarzeń.

Okazją do spotkania Vina (Karol Puciaty) z Jonem (Konrad Łaszewski), a potem także z Amy (Delfina Wilkońska) jest prowincjonalny festiwal, na którym Jon pokazuje swój film. Vin próbuje wykorzystać okazję, by sprowokować kolegę do zwierzeń na temat szkolnego romansu i wymuszonego na dziewczynie seksu. Rozmówki pozornie o niczym, małe prowokacje. Widzimy hotelowy pokój, łóżko, umywalkę... ale widzimy też stolik, przy którym cały czas siedzi czwarta postać. Maciej Miszczak gra kogoś, kto jest trochę reżyserem, a trochę pomocnikiem technicznym - poprawia aktorom makijaż, ale też mówi, do której mają grać kamery. Tak jakby wszystko, co widzimy, było tylko inscenizacją na potrzeby kręconego tu właśnie filmu. Pomysł polegający na wykreowaniu teatru w teatrze, a raczej filmu w teatrze, mógł posłużyć do budowania ciekawych sytuacji mieszania się światów fikcji i realności (tak dzieje się, gdy Amy puka do drzwi, a ten filmowy inspicjent pomaga zrobić porządek w pokoju - nie wiemy, czy jako ktoś ze świata fikcji, czy w swojej roli organizatora produkcji filmowej). Posłużył jednak raczej do zasygnalizowania dystansu do konwencji realistycznego teatru obyczajowego. Tak jakby młoda reżyserka (sztuka jest jej przedstawieniem dyplomowym w warszawskiej Akademii Teatralnej) bała się oskarżeń o niemodną poetykę.

Zupełnie niepotrzebnie. Tekst, także dzięki aktorom, całkowicie się broni. Konfrontacja dwóch postaw życiowych (Vin wydaje sie być pozbawionym ambicji drobnym cwaniaczkiem, a Jon ambitnym dokumentalistą o społecznym zacięciu) przeradza się powoli w psychoterapię pozwalającą dotrzeć bohaterom do prawdy o sobie. Co ważne - okazuje się, że sprawy sprzed 10 lat, z okresu, gdy bohaterowie chodzili jeszcze do szkoły średniej, mogą w decydujący sposób określać ich życie. Psychoanalityczne koncepcje wskazują raczej na wpływ dzieciństwa, ale kto wie, czy równie ważne rzeczy nie dzieją się w momencie wchodzenia w dorosłość. Stephen Belber nie napisał tekstu o podszytym sentymentalizmem zjeździe absolwentów "naszej klasy". Raczej o pomyłkach i nieporozumieniach w życiu osiemnastolatków, których skutki bardzo trudno potem odkręcić. Napisał też tekst o tym, że każdy widzi sytuację trochę inaczej i że obiektywne spojrzenie zyskujemy, słuchając tez innych wersji. Zachowując proporcje - taki współczesny amerykański Rashamon.

Spektakl powoli się rozpędza, ale gdy intryga zaskakuje, wciąga widza w psychologiczną grę. Naprawdę jesteśmy ciekawi, jak było wtedy i co będzie dalej. I choc niełatwi uwierzyć, że Karol Puciaty jest strażakiem z Kaliforni sprzedającym szefowi narkotyki, to można uwierzyć w prawdę wewnętrznego konfliku jego bohatera.

Ważny i godny pochwały jest też zapał młodych aktorów. To oni znaleźli tekst (Puciaty samodzielnie go nawet przetłumaczył), dogadali się z reżyserką, zorganziowali współpracę z Teatrem Nowym. A przecież są już po spektaklach dyplomowych i mogliby spokojnie pisać pracę i czekać. Albo narzekać na brak możliwości zdobycia angażu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji