Ręce na szyję zarzucić
Chyba tylko taki outsider naszej literatury (także emigracyjnej) jak Marian Pankowski mógł bohaterkami swojego dramatu uczynić kobiety w oblężonym Leningradzie. Choć tragiczny epizod radzieckiej wojny ojczyźnianej stanowi tu jedynie pretekst do przedstawienia bardziej uniwersalnych treści. "Ręce..." podważają odwieczny mit kobiet oczekujących na mężczyzn toczących swoje wojny. Jedna z bohaterek powiada, że "nie chce uprawiać patriotycznej gimnastyki polegającej na zarzucaniu żeńskich rąk na szyje bohaterów". Tęsknota kobiet za mężczyznami przybiera w sztuce Pankowskiego całkiem realny, fizyczny wymiar. Pankowski maluje w swojej charakterystycznej stylistyce, łączącej realizm z poetyckością, indywidualne portrety trzech kobiet. Dla mieszkanek bombardowanej kamienicy (granych przez Alinę Chechelską i Marię Stokowską) gorszym doświadczeniem wydaje się kobieca samotność, brak męskiej adoracji i ciepła. Violetta Smolińska pod mundurem sowieckiego komisarza, z którego ust nie schodzą propagandowe nawoływania, też w istocie kryje delikatną kobiecą naturę. Może kameralny spektakl debiutującego reżysera odegra ważną rolę w przyswajaniu naszym teatrom dramaturgii Pankowskiego, która, jak do tej pory, właściwie nie przeszła próby sceny.