Ślub na gody
50-LECIE Bałtyckiego Teatru Dramatycznego obchodzone będzie w Koszalinie przez cały sezon 2003/2004. Jubileuszowe akcenty rozłożono więc na wiele miesięcy, lecz wygląda na to, że będą to miesiące nie tylko świąteczne, ale i twórcze. Choć tytuły, które tworzą ofertę tego sezonu, układają się - przyznają w BTD - niby prawdziwe gody. Po inaugurującej sezon, ale pełniącej raczej rolę przystawki przed daniem głównym, premierze piosenek neapolitańskich "Neapol, rendez-vous 19.03", na scenie BTD pojawił się w sobotę - zapowiadany po cichu jako najważniejsze wydarzenie artystyczne roku - "Ślub" Gombrowicza w reż. Waldemara Śmigasiewicza. A sezon zwieńczy wiosną... "Wesele".
Oczekiwania wiązane ze "Ślubem" - zważywszy na rangę tytułu - były spore. Zadbano też o jego wizualną promocję - w mieście pojawiły się efektowne billboardy, wykorzystujące zdjęcia koszalińskiego fotografika Cezarego Bożemskiego. Sugestywne fotografie Bożemskiego złożyły się także na towarzyszącą premierze wystawę na II piętrze teatru. Z ogromnym zainteresowaniem czekano nie tylko na sam spektakl, ale i na pojawienie się na scenie Bogusława Semotiuka, pełniącego od paru sezonów rolę dyrektora artystycznego BTD. Semotiuk - pedagog teatralny związany ze szkołą w Łodzi, reżyser - wracał bowiem rolą w "Ślubie" do aktorskiej profesji po dziesięciu latach pełnienia w teatrze innych ról i funkcji. Udał się Semotiukowi ten powrót - ujrzeliśmy go w znakomitej formie (w roli Pijaka, swego rodzaju animatora scenicznych wydarzeń).
Sukces ten powinien mieć też dla niego - jak i dla dyrektora naczelnego BTD Zbigniewa Kułagowskiego - smak satysfakcji dodatkowej, dyrektorskiej, acz nie tylko jubileuszowej. Bo "Ślub" to spektakl bardzo dobry - o dużej sile, zdyscyplinowany, głęboki i pełen scenicznej urody - stanowiący równocześnie odważną artystycznie deklarację. Cieszy, że koszaliński teatr wykazał się w tej mierze nie tylko śmiałością, ale również możliwościami, które pozwoliły mu podołać postawionym przed sobą zadaniom.
Doceniła to także premierowa publiczność, która zgotowała realizatorom "Ślubu" długą i naprawdę gorącą owację na stojąco.