Artykuły

Pytanie o tożsamość (fragm.)

"Halkę" i "Straszny dwór", dwa najbardziej reprezentatywne przykłady polskiej opery narodowej, dzieli wiele - czas powstania, temat, gatunek (tragedia - komedia), inspiracja, kontekst historyczny, rys społeczny.

W "Strasznym dworze" wszystko zdaje się oplatać wokół miłosnej intrygi Cześnikowej oraz kawalerskich ślubów młodych rycerzy. "Nie ma niewiast w naszej chacie / Wiwat! semper wolny stan!" śpiewają w pierwszym akcie podchmieleni alkoholem i żołnierskim towarzystwem Stefan i Zbi­gniew, by domknąć sytuację ostatniego obrazu słowami "Więc z pokorą miły bra­cie / Niezależny żegnaj stan!". Błaha opo­wieść, w której nawet to, co straszne, oka­zuje się zupełnie niegroźne (dwór straszny, bo nazwany takim przez sąsiadki, zazdro­sne o powodzenie dworskich panien), uzy­skuje muzyczną świetność dzięki żywości barwy, dźwiękowym kolorom, instrumentacyjnym pomysłom czy genialnym miej­scom, jak słynna aria z kurantem.

"Akcja Strasznego dworu to przede wszystkim rozwój intryg miłosnych" - na­pisał Mikołaj Grabowski, wskazując na inscenizacyjny punkt wyjścia. Wydobycie z materiału komediowych rysów (świet­nie budowana scena z zegarem z trzecie­go aktu) oraz skupienie się na miłosnych wątkach powodują przesunięcie punktu ciężkości. Inne skojarzenia wywoływały słowa z Miecznikowego poloneza ("Mieć w miłości kraj ojczysty / być odważnym jako lew / dla swej ziemi macierzystej / na skinienie oddać krew..") podczas war­szawskiej premiery w 1865 roku, sto lat później czy choćby w 1972 albo 1983 roku. Dziś na scenie pozostają jedynie mali śmieszni ludzie ogarnięci potrzebą wypicia, ożenku i snu, jak mały dziad-mim wprowadzony pomiędzy bohaterów przez reżysera.

Sceniczny świat warszawskiego "Strasznego dworu" został zamknięty w kolorowych lukrowanych obrazkach, ślicznych, ale i mdłych. Kiczowaty prospekt błękitnego nieba zamyka scenę w pierwszym akcie, tra­cące boazeryjną tandetą wnętrza dworu wy­pełniają przestrzeń aktu drugiego, wreszcie powycinane w odpowiednie kształty i po­malowane na biało płaty materiału znaczą śnieg w akcie czwartym.

Zresztą cały ostatni obraz jest jak szkla­na kula, która po poruszeniu sugeruje śnieżną feerię. Białe skrawki śniegu spa­dające na scenę, cały ansambl (chór, soli­ści, balet) ułożony w scenicznej konstrukcji w klasycznie symetrycznym układzie, błękitny prospekt w tle i rozrzucone na widowni niebieskie balony, które wybu­chają, przebijane przez złaknionych zaba­wy widzów. Oto jakim obrazem kończy arcydzieło polskiej muzyki operowej reżyser-twórca szukający zwykle w prze­szłości (szczególnie tej sarmacko-szlacheckiej) "Polaka portretu własnego". A może to jedynie muzyczne, a nie scenicz­ne arcydzieło? Może Grabowski tym ra­zem schował gdzieś głęboko swoje krzy­we zwierciadło?

Nierówności charakteryzują także wy­konanie. Wyrazistą i interesującą postacią jest Miecznik (Andrij Szkurhan), świetne komediowe charaktery tworzą Maciej (Ro­bert Dymowski) i Skołuba (Mieczysław Milun), dobrze prezentuje się rozpierany miłosną energią Damazy (Piotr Friebe), wreszcie ciemna barwa głosu wzbogaca jeszcze postać Zbigniewa (Piotr Nowac­ki). Braki i pęknięcia rysują się na portre­tach Hanny (Dorota Radomska) oraz Ja­dwigi (Katarzyna Suska), mimo popraw­ności wykonania i dbałości o czystość dźwięku; także postaci Stefana (Dariusz Stachura) brakuje wyrazu i prawdy namiętności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji