Artykuły

Nie w onucach rzecz

Przykro mi bardzo, że muszę wystąpić przeciwko temu, co napisał mój kolega Roman Pawłowski w poniedziałkowym felietonie z serii "Kocham teatr" pt. "Czego chciał Moniuszko", w którym próbował obśmiać za wszelką cenę protest rodziny Stanisława Moniuszki przeciwko ostatniej realizacji "Strasznego dworu" w Teatrze Narodowym.

Roman Pawłowski nie był na "Strasznym dworze" w reżyserii Andrzeja Żuławskiego. Nie przeczytał też prawdopodobnie wszystkich recenzji ze spektaklu, w tym mojej, bo wiedziałby, że w sporze Żuławski kontra krytycy nie chodziło wcale o onuce. Notabene ja o nich nie wspomniałam wcale, podobnie jak p. Danuta Moniuszko-Janowska w liście zamieszczonym w "Życiu". Najłatwiej było wyciągnąć element groteskowy i opierając się na nim, wyśmiać sprawę.

Nie chodzi więc o tę część garderoby, ale o pewne zasady, które zresztą w operze są nieco inne niż w teatrze: opera to również muzyka i nie da się po niej swobodnie hasać. W mojej recenzji ze "Strasznego dworu" podkreślałam bezsensowność realizacji Żuławskiego, brak spójnej i logicznej koncepcji, ale z braku miejsca nie wspomniałam tam o zmianach w tekście muzycznym. Są to, niestety, skróty wykonane przeciw muzyce, np. aria Stefana z jedną zwrotką nie ma sensu. Ale to już uznałam za detal, część większej całości.

Po prostu: pewnych rzeczy naprawdę robić nie należy i to nie z powodów związanych z "szarganiem świętości", ale po prostu artystycznych. Co Moniuszko i librecista Jan Chęciński chcieli powiedzieć w "Strasznym dworze", to akurat dokładnie wiadomo, bo jest to w dziele wyłożone wyjątkowo jasno i konkretnie. To, co z tą operą zrobił Andrzej Żuławski, jest świadectwem pychy ludzi teatru i filmu, z której wynika przekonanie, że z dziełami dawnymi, nieobjętymi już prawem autorskim, można robić wszystko. Otóż nie wszystko. Można nawet całkiem dużo, ale musi to mieć ręce i nogi. A jeśli reżysera męczy talent, to niech tworzy swoje dzieła. Kiedy Andrzej Żuławski uprawia własną twórczość filmową czy literacką (nieważne, jakiej jakości), jest uczciwy; kiedy robi z Moniuszki bezsens, i to w Teatrze Narodowym - nie.

Proszę mnie dobrze zrozumieć: nie jestem przeciwko unowocześnianiu klasyków, nawet w operze. Różne są zresztą i w tej dziedzinie tradycje, w różnych krajach. We Włoszech każde odstępstwo od oryginału publiczność wytupie; w Niemczech przerabiają wszystko - "Halkę" przenieśli do fabryki, robiąc z Jontka robotnika, a z Janusza - kapitalistę. Nie zmieniali jednak i nie zaciemniali przesłania. "Hamlet" też mimo wszystko w pewnym stopniu musi zostać "Hamletem" - prawda, Romanie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji