Artykuły

Jestem filozofem i śpiewam arie

TADEUSZ SZLENKIER, śpiewak Opery Nova. Kiedy jego kariera nabierała w Polsce rozpędu, wyjechał na dwa lata, żeby studiować na prestiżowym uniwersytecie w Yale. Dziś uważa, że dobrze zrobił. Dzięki temu znalazł się na przykład w Bydgoszczy.

Nie chciał być śpiewakiem od zawsze i może dlatego wybrał filozofię na Uniwersytecie Warszawskim zamiast studiów artystycznych. Jak sam przyznaje, po maturze nie do końca był pewien, co chce w życiu robić.

- Na pierwszym roku poznałem kolegę, który uczył się śpiewu. W sercu poczułem, że może to jest właśnie to - wspomina Tadeusz Szlenkier, tenor Opery Nova. - Zacząłem więc chodzić na lekcje do pani Krystyny Betlej. Przez półtora roku spotykaliśmy się regularnie, dwa-trzy razy w tygodniu. Na tyle podszkoliłem głos, że udało mi się dostać do muzycznej szkoły średniej.

Tadeusz Szlenkier nie zrezygnował jednak z filozofii, więc jednocześnie studiował i uczył się śpiewu. - Coraz mniej wiązałem swoją przyszłość z kierunkiem moich studiów, a coraz bardziej z artystyczną drogą.

Ułańskie wprowadzenie w śpiew

Publiczne występy towarzyszą mu zresztą od dzieciństwa. - Mój dziadek ze strony mamy był ułanem, więc babcia nauczyła nas wielu patriotycznych piosenek. Miała dla nas bardzo dużo czasu i jeszcze więcej cierpliwości. Mój pierwszy publiczny występ odbył się już w wieku trzech lat. Razem ze starszą siostrą zaśpiewaliśmy ułańskie piosenki i mówiliśmy wiersze. To procentowało w przyszłości: nigdy nie miałem problemów z zapamiętaniem tekstu. Praca śpiewaka operowego w ogromnej mierze bazuje przecież na pamięci. To luksus na całe życie, bo wiem, że dla niektórych moich kolegów to spore wyzwanie - opowiada.

W 2004 roku Tadeusz Szlenkier kończy szkołę muzyczną. Rok wcześniej zostaje zaproszony przez słynnego Bogusław Kaczyńskiego do udziału w Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy. - To był benefis znanej śpiewaczki Wandy Polańskiej. Razem z moim profesorem, który zresztą przez wiele lat śpiewał z Polańską, wzięliśmy udział w benefisie. Z profesorem Romanem Węgrzynem jestem w kontakcie do dziś. Nauczył mnie wszystkiego, co teraz potrafię - mówi.

- Mój występ wypadł na tyle dobrze, że zaproszono mnie na kolejny koncert plenerowy dla wielotysięcznej publiczności, transmitowany przez telewizję - wspomina Szlenkier. - Cieszę się, że od tamtego czasu jestem przez pana Bogusława Kaczyńskiego regularnie zapraszany na koncerty.

- W 2005 roku dostałem propozycję od dyrektora Opery Krakowskiej Ryszarda Karczy-kowskiego, by zaśpiewać Alfreda w "Zemście nietoperza". To było moje pierwsze doświadczenie sceniczne - wyjaśnia. - Krótko potem przyszło kolejne, bo Sławomir Pietras, dyrektor Opery Poznańskiej zaryzykował i powierzył mi rolę Ryszarda w "Balu maskowym". To była moja pierwsza rola operowa. Dla 26-letniego tenora to naprawdę spore wyzwanie.

Mimo tych pierwszych doświadczeń w operze, Tadeusz Szlenkier uznał, że musi się jeszcze podszkolić i popracować nad pewnymi elementami. Zdecydował przypadek. Śpiewak pojechał na występy do Chicago. Tam spotkał się z amerykańskim pianistą, znajomym jego rodziców. Neal Larrabee był laureatem Konkursu Chopinowskiego z 1975 roku. Wpadł na pomysł, żebym zaśpiewał koncert na Uniwersytecie Stanu Connecticut, gdzie był profesorem. Traf chciał, że na koncercie była osoba, która zaprosiła Szlenkiera na przesłuchanie na uniwersytet w Yale.

- Z dnia na dzień zostałem więc studentem jednego z najbardziej prestiżowych uniwersytetów na świecie - wspomina. - Jednocześnie obawiałem się, że wyjeżdżając na dwa lata, stracę nawiązane już w Polsce kontakty, pozycję. Dziś oceniam, że było to ryzyko, które warto było podjąć, bo studia w stanach dały mi ogromnie dużo.

Bydgoszcz - nie na peryferiach

Wątek bydgoski w życiu Tadeusza Szlenkiera zaczyna się po powrocie z USA. Ze śpiewakiem skontaktował się Maciej Figas, dyrektor Opery Nova. - Zaproponował mi etat. Przyjąłem tę propozycję bez wahania. Tęskniłem za codziennymi próbami, występami - wspomina.

Jak sam przyznaje, Bydgoszcz go ujęła, chociaż rodzinnie związany jest wciąż z Warszawą. Mieszka z żoną i dziećmi w Śródmieściu. - Czuję się naturalizowanym bydgoszczaninem - mówi ze śmiechem. Żałuje tylko, że dla rodziny nie ma tyle czasu, ile chciałby.

Mimo, że jego kariera nabiera rozpędu a on sam przygotowuje się do zagranicznych występów, chce, by Bydgoszcz pozostała jego bazą. - Dobrze mi się tu mieszka, pracuje. Dziś świat jest wbrew pozorom bardzo mały, w ciągu doby można znaleźć się w każdym zakątku globu. A w Bydgoszczy jest lotnisko, z którego można dolecieć nawet do Dusseldorfu - mówi Tadeusz Szlenkier.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji