Artykuły

Fiu-bździu

Skoro istnieją gwiazdy to i naruszenia prawa moralnego powinny brzmieć wyjątkowo boleśnie. Tak przynajmniej wierzy Wyrypajew. Fajnie, że ktoś jeszcze ma na to odwagę - pisze Maciej Nowak w Przekroju.

Na premierze "Ożenku" [na zdjęciu] w reżyserii Iwana Wyrypajewa w Teatrze Studio w Warszawie eleganckie, fiu-bździu towarzystwo, związane z nowym stylem uprawiania teatru, dawało wyraz swojemu niezadowoleniu. Telefony grzały się od esemesów rozsyłanych jak Polska długa i szeroka, a poziom nieukontentowania niczym zły cholesterol zatykał cyfrowe łącza. No tak, twórczość Iwana Wyrypajewa różni się od tego, co dzieje się dzisiaj na najbardziej cenionych polskich scenach. W tej perspektywie współczesny rosyjski styl uprawiania teatru w ogóle wydaje się trochę anachroniczny i nie przez przypadek właśnie w Rosji wyrosła grupa zagorzałych fanów Krystiana Lupy, Krzysztofa Warlikowskiego, Grzegorza Jarzyny czy Jana Klaty. W połowie ubiegłej dekady, jako Instytut Teatralny, organizowaliśmy podróż studyjną po Polsce dla krytyków teatralnych z Moskwy i Peterburga. I wysłuchiwaliśmy nieustająco głosów zdumienia: czemu tak agresywnie, czemu tak głośno, czemu tak politycznie i dlaczego tak bardzo nie podoba wam się ten nowy świat? Skrupiło się na Eryku Lubosie, który był akurat wtedy ikoną młodego teatru. Zobaczywszy go w "Made in Poland" w Legnicy (reż. Przemysław Wojcieszek), w "Nakręcanej pomarańczy" we Wrocławiu (reż. Jan Klata), w "Cokolwiek zdarzy się, kocham Cię" w Warszawie (reż. Przemysław Wojcieszek) i "Makbecie" w Warszawie (reż. Grzegorz Jarzyna) nasi rosyjscy goście uznali, że Polacy zwariowali wpuszczając na scenę boksera ze złamanym nosem.

Nowa fala teatru w Polsce opisywana jest często terminem teatr postdramatyczny wymyślonym przez niemieckiego autora Hansa-Thiesa Lehmana. W największym uproszczeniu oznacza teatr, który wyrwał się z klasycznych arystotelesowskich więzów dramatycznych i dramaturgicznych. Można szydzić z tego określenia, ale nie należy się obrażać na rzeczywistość, w której taki styl teatru istnieje i cieszy się sporym uznaniem. Czas przytulić też pojęcie następne, blisko z nim spokrewnione: teatr postinscenizacyjny, który niesie w sobie zwątpienie we wszechwiedzącego reżysera-inscenizatora, będącego przez większą część XX wieku fundamentem teatru. W teatrze postinscenizacyjnym, zrodzonym najpierw w spektaklach Grzegorzewskiego, a kontynuowanym przez Kleczewską, Warlikowskiego, Klatę, Zadarę, Strzępkę/Demirskiego, Garbaczewskiego, Wodzińskiego brakuje teleologii, mamy strzępy inscenizacji i strzępy tekstu, przez które aktorzy i widzowie przedzierają się niczym przez zgliszcza tradycyjnego teatru. Tak się robi przygodę, to jest surwiwal, to pieni krew w żyłach!

Iwan Wyrypajew nie stawia swojej publiczności przed takimi wyzwaniami. On nadal wierzy w gatunki dramatyczne, inscenizację i pewnie dlatego stał się ulubionym reżyserem polskiej klasy średniej. Robi spektakle, w których reżyser wyznaje niezachwianą wiarę w logikę świata, nawet jeżeli czasami wydaje się, że popadł on w szaleństwo. Ale to jest szaleństwo kontrolowane tak jak w "Ożenku" właśnie. Scena w Studio podzielona jest na dwie przestrzenie. Pierwszą stanowi biały salon, w którym Agafia Tifonowna przyjmuje kandydatów do swej ręki. Chcecie farsę, macie farsę! - mówi polskim wyznawcom Wyrypajew, który doskonale zdaje sobie sprawę, że tak właśnie odbierana jest nad Wisłą twórczość Mikołaja Gogola. Aktorom każe grać w stylu, którego nie powstydziliby się pozzi z komedii dell'arte. Paradują z przyklejonymi długimi nosami, na głowy mają peruki i łysinki. Ręce, nogi, korpusy pracują im niczym u marionetek, prowadzonych przez obłąkanego animatora. A jednocześnie Wyrypajew umie zdystansować się do przyjętej konwencji: głos z offu informuje, że Mirosław Zbrojewicz, grający Jajecznicę, złamał nogę i na scenę wjeżdża na wózku inwalidzkim, prowadzonym przez zblazowanego hipstera w rajbanach. Niby jest tylko opiekunem kontuzjonowanego, ale też włącza się w matrymonialną drakę. Ten przesadzony, siłowy i nieco manieryczny teatr odbywa się na tle czarnej czeluści, z której dochodzą anielskie dźwięki wykonywanych na żywo cerkiewnych pieśni. Czerń, jest ukojeniem, w którym dzięki podwieszonemu wielkiemu lustru, postaci Wyrypajewa tracą materialność i zdają się poruszać po podniebnych szlakach. Skoro istnieją gwiazdy to i naruszenia prawa moralnego powinny brzmieć wyjątkowo boleśnie. Tak przynajmniej wierzy Wyrypajew. Fajnie, że ktoś jeszcze ma na to odwagę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji