Artykuły

"Historia konia"

Prościutka to w zasadzie i wielce wzruszająca opowieść. Stary koń przywołuje przed śmiercią na pamięć całe swoje życie, w którym tylko dwa lata były naprawdę szczęśliwe. Poza tym nikt nigdy go nie lubił i nie kochał. Był poniżany, szykanowany i maltretowany. Płacił za niezawiniony błąd natury. Jako koń czystej krwi urodził się oto srokaty, odróżniając się maścią od pozostałych rumaków. Był po prostu inny, a tego nikt na ogół nie chce wybaczyć i tolerować.

Tołstoj zamknął w tym opowiadaniu całą swoją miłość do koni. Antropomorfizując je wykazał zaś analogie do ludzkiej egzystencji, po trosze także i swojej. Ci, którzy widzieli leningradzką inscenizację tego utworu na warszawskich Międzynarodowych Spotkaniach Teatralnych w roku 1978, wspominają ją do dziś, bo była autentycznym wydarzeniem. Mark Rozowski, autor adaptacji i reżyser tamtego przedstawienia, wyreżyserował je teraz gościnnie w Teatrze Polskim. Spektakl nie został odebrany przez krytyków z równym co przed laty aplauzem, być może także i dlatego, że dwa razy trudno jest wejść do tej samej rzeki. Wrocławską "Historię konia" wyróżnia jednak rola kreowana przez Igora Przegrodzkiego. Jego Cholstomier, postać tak tragiczna, tak rozpaczliwa, porusza do głębi i wzrusza do łez. Ten wielki aktor czerpie jak zwykle ze swego nie mającego dna źródła środki wyrazu, o których bogactwie przekonujemy się od tylu lat. Jakąż ogromną siłę przekonywania ma Cholstomier gdy czuje ból, strach, gdy przeżywa krótkotrwałą radość, staje się tragicznie dziecinny, dziwi się światu lub popada w gorzką rezygnację? Końsko-ludzki dramat, wiele przecież znaczący i mający mnóstwo odniesień, miałby na pewno jeszcze głębszą wymowę gdyby nie jego chybiony entourage. Śpiew, taniec, efektowna na pozór parada koni to niestety zbyt tandetna oprawa do brylantu, mimo iż pojawiają się w niej także nieliczne szlachetne kamienie - książę Sierpuchowski Jerzego Schejbala i stajenny Krzysztofa Dracza. Może jest więc tak jak w życiu. Prawdziwe wartości są ukryte jak rodzynki w otaczającej nas miernocie i małości. Na scenie wszakże robi to wrażenie wytworu pozbawionego artystycznego smaku. Szkoda więc, że przypowieść o ogarniającej nas zewsząd nietolerancji dla drugiego, inaczej wyglądającego i myślącego człowieka, o naszym okrucieństwie, znieczulicy, mściwości i braku zrozumienia, rozmywa się poniekąd w zbyt głośnym tętencie koni.

"Historia konia" podoba się jednak publiczności, która zaakceptowała musicalową formę przedstawienia. Są brawa, owacje, nie brakuje łez. A skoro teraz sztuka staje się także towarem, to spektakl ten widownia chyba właśnie kupiła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji