Artykuły

Jak to się ma do dzieła Gogola i Czechowa?

"Ożenek" w reż. Iwana Wyrypajewa w Teatrze Studio w Warszawie i "Wiśniowy sad" w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Józef Jasielski w serwisie Teatr dla Was.

Rosyjska klasyka to najbogatsza i najbardziej pogłębiona psychologicznie i metafizycznie galeria dramatycznych postaci. Mocno osadzonych w środowiskowych realiach i zaskakująco splątanych emocjonalnie. Reżyser interesujący się współczesną psychologią i potrafiący dobrać się do psychiki aktora, może zaskoczyć nas niejedną prawdą o ludzkiej naturze. Ale większość reżyserów woli modnie wymyślać niż badać i odkrywać. Tak o wiele łatwiej. Dwie premiery z poprzedniego miesiąca są tego namacalnym i widomym przykładem.

Reżyser warszawskiej premiery "Ożenku" Mikołaja Gogola, Iwan Wyrypajew, potraktował autora jako pretekst do zaprezentowania kolejny już raz własnej wizji teatru rodem z Wachtangowa i Meyerholda. To zabawa w "teatr teatralny", który pozbawia postaci psychologii i charakterów oraz ludzkich motywacji, ujawniających sens ich działań. Czyni je znakami, ikonami, atrapami tajemniczych znaczeń. Trochę z komedii dell`arte, trochę parodii XIX-wiecznego teatru, trochę z filmowych kreskówek, trochę z baśniowej poetyki. Po scenie miotają się jakieś dziwaczne marionetki z przyklejonymi nosami, rytmicznie melorecytują, ustawiają się w geometryczne figury Szalona zabawa starymi jak teatr konwencjami. Popis warsztatowej sprawności reżysera, któremu nasi sfrustrowani recenzenci przyznali w końcu "Paszport Polityki". Może dlatego uznany reżyser pojawił się na własnej premierze ze sztucznym nosem Jak to się ma do dzieła Gogola? Nijak. I nie chodzi o to, żeby się miało. Iwan Wyrypajew manifestuje, że ma swój styl. Do tej pory manifestował to na swoich sztukach i to mniej bolało myślących widzów, bo tych rechoczących zawsze zadowoli. Za to reżyser bydgoskiej premiery "Wiśniowego sadu" Antoniego Czechowa, Paweł Łysak, wyobraził sobie, że autor proroczo antycypował współczesny żarłoczny kapitalizm. Nie wiadomo tylko, dlaczego zaprosił prowincjuszy ze sztuki na szampańskiego sylwestra. Wiśniowy sad Raniewskiej to żaden tam poetycki i nostalgiczny symbol przetrwania. I nie wokół niego toczy się cały ludzki dramat. Bohaterka wróciła z Paryża na prowincję, żeby się zabawić i tyle. Rozgrzane tańcem towarzystwo tylko udaje nieporadnymi gestami, że właśnie "rąbie wiśniowe drzewa" siekieramiGra klezmerska orkiestra, jest nawet dosyć erotycznie jak na Czechowa Ten radosny harmider nijak się ma do tekstu. Może czasem tworzy pewien tragiczny kontrapunkt, ale szybko niknie w zabawnych numerkach i fikołkach. Jeśli tak ma wyglądać nasz kapitalizm, to ja w to wchodzę. Tylko ostatnio coś nie piję. Reasumując: można takiego klasyka walnąć historycznym już formalizmem albo analizą zgoła socjologiczną. Jemu wszystko jedno, bo i tak nie jest w stanie wpaść choćby duchem do Warszawy i Bydgoszczy. Zresztą - po co?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji