Między jawą a snem
"Życie to sen" w reż. Wojtka Klemma w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Katarzyna Stróżyk w Kurierze Szczecińskim.
Ludzkie życie to iluzja, a granica między rzeczywistością a snem jest bardzo płynna. O tym, co jest realne, każdy musi zdecydować sam. Dokonanie wyboru niekoniecznie jednak musi oznaczać osiągnięcie spokoju i szczęścia - czasem wręcz może skończyć się krwawą rewolucją.
Po "Judycie" Friedricha Hebbla, Wojtek Klemm na kolejną swoją premierę w szczecińskim Teatrze Współczesnym (odbyła się w sobotę) wybrał "Życie to sen" Pedra Calderona de la Barca. W ten klasyczny XVII-wieczny dramat filozoficzny reżyser wplótł cytaty z innych tekstów - padają fragmenty wiersza "Kto ty jesteś - Polak mały" Bełzy, popularnych piosenek, manifestu władz powstania styczniowego, czy przemówień Sławoja Żiżka. Dzięki temu zabiegowi, licząca niemal 400 lat sztuka nabiera bardzo współczesnej wymowy, a świat bohaterów Calderona staje się realiami uniwersalnymi.
Akcja spektaklu rozgrywa się w Polsce, na dworze króla Basilia. Przed laty, po narodzinach swego jedynego syna, władca wyczytał w gwiazdach, że jego następca stanie się okrutnym tyranem. By zapobiec takiemu rozwojowi sytuacji, zamknął Segismunda w wieży. Teraz, gnębiony wyrzutami sumienia król, pragnie sprawdzić, czy nie skrzywdził swego potomka. Przenosi go zatem uśpionego do pałacu, zostawiając sobie jednakowoż pewną furtkę: jeśli przepowiednia zacznie się wypełniać, Basilio znowu skaże syna na więzienie, a tron odda przybyłemu z Moskwy siostrzeńcowi...
Wojtek Klemm nie ukrywał, że inspiracją były dla niego słowa z monologu Segismunda, o tym, że ludzie śnią o tym, czym są: biedni o biedzie, królowie o królowaniu, a następnie budzą się w kolejnym koszmarze. Jego spektakl to głos o pogoni za złudzeniami i cenie, którą trzeba za to zapłacić. Padają w nim ważne pytania o genezę przemocy, o szacunek dla wolności innych, o nasze narodowe fobie i marzenia, o rolę mediów w kreowaniu ludzkich potrzeb i zainteresowań. Mroczną treść, wzmacniają rozwiązania realizacyjne (kominiarki na twarzach aktorów, zmiany kostiumów na scenie, gry cieni, powtarzania fragmentów tekstu kilkakrotnie), przenoszące widza w rzeczywistość rodem z sennego koszmaru.
Ważny, intrygujący, ale i trudny spektakl podzielił nieco odbiorców - opinie po premierze były krańcowo różne. Zgodnie jednak chwalono aktorów - Jacka Piątkowskiego (Basilio), Adama Kuzycz-Berezowskiego (Segismundo), Roberta Gondka (Clotald), Arkadiusza Buszkę (Astolfo) i zjawiskowego Wojciecha Sandacha w roli wystrojonego w sukienki i niebotycznie wysokie szpilki Clarina.