Artykuły

Dramat o walce klas

Wokół "Nie-boskiej komedii" narosło w ciągu stu trzydziestu z górą lat wiele mitów, nieporozumień i sprzecznych interpretacji. Zawsze budziła niepokój, zmuszała do zajęcia wobec niej zdecydowanego stanowiska. Entuzjastycznie powitana przez wszystkich naszych pisarzy rewolucyjnych z Mickiewiczem i Edwardem Dembowskim na czele miała przez długie lata opinię utworu rewolucyjnego i postępowego. Ceniono ją za radykalną krytykę obozu szlacheckiego i proroczą zapowiedź zwycięstwa wielkiej rewolucji socjalnej. Później adoptowali ją sobie dla jej fideistycznego zakończenia i mistycznych treści przedstawiciele najbardziej konserwatywnego skrzydła naszej historiozofii. Dostała etykietę utworu religijnego i mistycznego, a autora jej okrzyknięto prorokiem i wieszczem narodowym. Dopiero Leon Schiller odczytał ją ponownie jako współczesny dramat rewolucyjny i proletariacki. Podobnie zrozumiano ją też w Rosji Radzieckiej.

Jak każde wybitne dzieło "Nie-boska komedia" nasuwa wiele możliwości interpretacji. Rzeczą współczesnego teatru jest sprowadzić cały dramat do spraw najistotniejszych, do jego kośćca konstrukcyjnego i ideowego - oczyścić z wszystkiego co zdążyło już się nadto zestarzeć i zaciemnia teraz tylko obraz tego i tak niezbyt klarownego w swej koncepcji utworu. "Nie-boska komedia" jest obarczona grzechem pierworodnym teatru romantycznego. Świat duchów, zjaw i potępieńców miesza się w tym z gruntu realistycznym dramacie z reminiscencjami średniowiecznych misteriów i moralitetów. Trzeba było w tym wszystkim doszukiwać się mozolnie - i to nawet kosztem zuchwałych cięć tekstu - tych walorów, którym zawdzięcza ona swą trwałą pozycję w historii literatury. Należy przecież do tych dzieł naszego romantyzmu, które mają jakiś szeroki oddech, poruszają sprawy ważkie, ogólnoludzkie i ponadczasowe. Jest też jednym z pierwszych - i to w skali światowej - dramatów o walce klas i rewolucji społecznej.

Bohaterem dramatu Zygmunta Krasińskiego jest hrabia, ostatni wielki arystokrata, a przy tym poeta. Tragedie rodzinne popchnęły go w stronę śmierci, a nieokiełznane ambicje skłoniły do objęcia władzy nad ginącym starym światem. Druga główna postać dramatu, Pankracy - wódz rewolucji plebejskiej pozostaje w cieniu. Jerzy Kreczmar, autor poznańskiej inscenizacji, przez włączenie do tekstu "Nie-boskiej" fragmentów "Niedokończonego poematu" wprowadza już do pierwszej części dramatu postać Pankracego. Przywraca równowagę między obydwoma bohaterami. Z dramatu o ostatnim obrońcy okopów świętej Trójcy powstaje tragedia o dwóch samotnych wodzach. Wielki dialog przedstawicieli dwóch walczących klas społecznych. Gorzki, bo operujący tylko obustronną krytyką.

Realizacja sceniczna "Nie-boskiej komedii" jest rzeczą śmiałą i ryzykowną. Z ryzyka zdawały sobie sprawę nasze teatry omijając skrzętnie to niesceniczne i trudne dzieło. Doczekało się ono obecnie dopiero drugiej powojennej realizacji w skali krajowej. A trzeba było koniecznie je pokazać. Chociażby dlatego abyśmy mogli dziś zobaczyć jak wyobrażał sobie rewolucję stary, arystokratyczny myśliciel. Jak bardzo się mylił.

Teatr nasz włożył w przygotowanie "Nie-boskiej" ogromny wysiłek. Stała się ona dlań sprawą ambicji i sprawdzianem jego aktualnych możliwości. Sprawdzian ten wypadł dla teatru pomyślnie. Największa w tym zasługa oczywiście samego inscenizatora, a ściśle jego koncepcji odczytania utworu, wyrażonej w scenariuszu układu całego dramatu. Mniej natomiast przekonywająco wypadło obsadzenie aktorskie spektaklu. Chciałoby się trochę inaczej, zgodnie z genrem poszczególnych wykonawców. Hrabia Henryk powinien być arystokratą, całą swą sylwetką, elegancją gestów i pięknem zewnętrznym postaci, po jakiej poznawało się kiedyś ludzi jego stanu. Takie walory prezentowali już na naszej scenie Henryk Machalica i Leonard Pietraszak. Machalica jako przywódca proletariatu ma więcej z arystokraty w swej sylwetce i swobodzie ruchów niż ostatni z hrabiów. Druga sprawa, która mocno niepokoi w tym spektaklu, to osoba i funkcje lektora. Ma on chłodno, bezosobowo podawać tekst poety. Nie jest współczesnym narratorem, nie komentuje wydarzeń. Tadeusz Gochna zanadto jest tu skrępowany jakimiś sztywnymi rygorami, nie bardzo uświadamia sobie swe miejsce w spektaklu, jest nijaki, bezwyrazowy, chwilami niepotrzebny. Spektakl nie dał i nie mógł nawet dać większej kreacji aktorskiej, wykonawcy pozostali prawie anonimowi za sztywną maską swych odindywidualizowanych figur dramatu. Warto tu jednak zapamiętać parę nazwisk: Joannę Szczerbicównę - jako że jest to jej pierwsza rola w Poznaniu, dalej Danutę Balicką, Janinę Ratajską i Jarosława Strzemienia.

Wielkim kolejnym sukcesem zakończyła się "Nie-boska komedia" dla Stanisława Bąkowskiego. Dał on tu rzeczywiście wielkiej klasy scenografię. Prosta zabudowa podestowa poparta aluzyjnymi rekwizytami przedmiotów okazała się w pełni funkcjonalna i sprawna teatralnie. Wielkie sceny w loży masońskiej lub w katedrze nabrały w niej pełni blasku, mimo że bardzo prostymi środkami operował tu plastyk. Duże brawa należą się też Ryszardowi Gardo za ilustrację muzyczną parafrazującą stare pieśni misteryjne w bardzo nowoczesnym i sugestywnym kształcie muzycznym.

W sumie spektakl dużego formatu. Jedno z największych dzieł naszego romantyzmu zabrzmiało w nim potężnie i z gruntu współcześnie. "Nie-boska komedia" stała się znowu wydarzeniem teatralnym i to w skali krajowej. Na mapie teatralnej Polski nasz teatr umocnił swą pozycję - sceny ambitnej, odważnej i zaangażowanej politycznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji