Nie-boska romantyczna
Marek Okopiński wystawił "Nie-boską komedię" przekornie. Przekornie w stosunku do popularnych tendencji szukania tak zwanego współczesnego spojrzenia na dzieła Krasińskiego, połączonego zwykle z jego przekomponowywaniem zarówno formalnym jak i treściowym. Reżyser gdańskiego spektaklu postanowił wystawić "Nie-boską" mniej więcej tak, jak ją poeta napisał. Zabrzmi to zapewne paradoksalnie, ale realizacja takiego właśnie zamiaru stała się w tym konkretnym wypadku aktem odwagi i nowatorstwa. Wydobyła też z tekstu elementy i akcenty, o których powoli zaczynaliśmy prawie zapominać. I udowodniła, że - o dziwo - takie zbliżenie się do spojrzenia samego autora może stać się ciekawsze i głębsze, niż niejedno poczynanie uwspółcześniające.
"Nie-boska" taka jak ją Krasiński napisał to przede wszystkim dramat romantyczny, z całym romantycznym sztafażem formalnym. Od strony treści natomiast, to w głównej mierze dramat hrabiego Henryka - poety, również typowo romantyczny. Wracając do "Nie-boskiej" romantycznej Okopiński musiał skupić uwagę na obu tych elementach. Uczynił to w sposób przemyślany, precyzyjny i konsekwentny. Wierność romantycznej formie polega na zachowaniu romantycznej symboliki i świata nadprzyrodzonego w postaci rozlicznych głosów szatanów i aniołów, sprowadzonych w przedstawieniu do dwóch chórów: Duchów Dobrych i Duchów Złych. Głosy te zachowuje Okopiński bardzo ściśle, a nawet je rozbudowuje, włączając do nich niektóre partie z prologów do poszczególnych części utworu. Całe przedstawienie "oprawione" jest owymi chórami. Duchy Dobre, którym przewodniczy Halina Słojewska, usytuowane są w górnej części tła scenicznego (jest nim wielkie rozpięte płótno z "Sądem ostatecznym" Michała Anioła), Duchy Złe z Henrykiem Bistą jako przodownikiem - u dołu, po przeciwnej stronie. Są zresztą momenty, kiedy Duchy z obu grup wkraczają na scenę. Większość swoich tekstów Chóry Duchów śpiewają lub melorecytują do bardzo pięknej, ale też niezmiernie trudnej muzyki Stanisława Radwana. Dzięki temu całe widowisko nabiera charakteru oratoryjnego misterium.
Ów powrót "Nie-boskiej" do formy romantycznej niektórym krytykom nie przypadł do gustu. A przecież ma on ciekawe konsekwencje treściowe. Dotyczą one przede wszystkim dramatu hrabiego Henryka, który jest, cokolwiek byśmy nie powiedzieli, osią "Nie-boskiej komedii". Hrabia Henryk przegrywa w walce z siłami rewolucji, w walce zarówno ideowej, jak i orężnej z Pankracym - ale przedtem jeszcze przegrywa z samym sobą, a także w ocenie autora. To jest element niezwykle ważny subiektywnych prawd, jakie
przynosi ten wielki i przenikliwy dramat. Walka Henryka z sobą samym toczy się przy walnym udziale romantycznej symboliki, przy udziale właśnie owych Złych Duchów czyli po prostu szatanów, a głosem autorskiej oceny bohatera będą wypowiedzi Duchów Dobrych. Tę walkę i tę subiektywną ocenę przedstawienie Okopińskiego pokazuje bardzo dobitnie i bardzo przekonywająco. I sądzę, że ma to wyraźny związek z zachowaniem romantycznej formy "Nie-boskiej".
Wydaje się, że Okopiński założył - w moim przekonaniu słusznie - że prawdy obiektywne "Nie-boskiej" zbyt są już dziś dla nas oczywiste, aby na nich skupiać główną uwagę. I zbyt oczywista jest nasza ocena postaci hrabiego Henryka jako wodza obozu wstecznictwa, starego świata skazanego na zagładę. Za ciekawsze uznał udzielenie odpowiedzi na pytanie, jak to się stało, że hrabia Henryk stanął na czele arystokracji, w której przyszłość społeczną nie wierzył, a do wartości moralnej nie miał również żadnych złudzeń. Odpowiedź na to pytanie jest u Krasińskiego, i jej jasne, precyzyjne ukazanie w toku "przewodu scenicznego" jest jednym z najważniejszych osiągnięć gdańskiej inscenizacji.
Traktowanie dramatu hrabiego Henryka i w ogóle "Nie-boskiej komedii" tylko jako dramatu uwarunkowań klasowych - oczywiście słuszne - nie wyczerpuje jeszcze problematyki i pokładów tragizmu tego utworu. Przeciwnie - zbyt go upraszcza i spłaszcza. Rozmowa Pankracego z hrabią Henrykiem to przecież nie tylko polemika ideowa dwóch antagonistów klasowych, choć oczywiście to także. Ale przecież Henryk (o czym wiemy skądinąd) nie wierzy w racje swojej klasy, a Pankracy przybywa do niego z określonym celem. Uważa go za jednostkę wybitną i wartościową, za poetę, za człowieka wartego ocalenia. Dlatego pragnie się z nim porozumieć. Upór Henryka ma przyczynę podwójną. Z jednej strony uwarunkowany jest związkami przynależności klasowej i to są racje obiektywne - z drugiej jest on wynikiem świadomie przyjętej postawy, pragnienia działania, które może mu zapewnić chwałę i wielkość.
I tu zbliżamy się do głównego dramatu hrabiego Henryka, mającego źródło subiektywne. Dramatu narastającego od pierwszej sceny "Nie-boskiej", dramatu poety, któremu duch poezji dyktuje same fałszywe kroki i staje się przyczyną klęski. Najpierw nieszczęść rodzinnych (obłęd żony, chorowity syn), potem klęski na forum szerszym, historycznym. W kategoriach symboliki dramatu romantycznego Henryk stał się "igrzyskiem szatanów", o czym sam raz wspomina (drugi raz znajduje to wyraz w słowach Pankracego: "A całe życie byłeś diabła igrzyskiem").
Szatani (Duchy Złe) grając na czułej strunie jego poetyczności nasyłają na niego najpierw zjawę Dziewicy, byłej kochanki, aby odciągnąć go od żony. Szatani nasyłają na niego potem orła, aby nakazał pogrążonemu w pustce wewnętrznej poecie: "Szablą ojców twoich bij się o ich cześć i potęgę". Ambicja została celnie podrażniona. "Żegnam cię wśród skał, pomiędzy którymi znikasz - odpowie Henryk - bądź co bądź, fałsz czy prawda, zwycięstwo czy zguba, uwierzę tobie, posłanniku chwały." Henryk-poeta znalazł cel, drogę działania, czynu, który może przynieść mu wielkość i sławę. Na tej drodze spotkał wielką rewolucję skierowaną przeciwko jego klasie. Mimo woli pociąga go ona, zaciekawia. Dlatego krąży w przebraniu po obozie rewolucjonistów, dlatego przyjmuje Pankracego. Ale racje zarówno obiektywne, jak i subiektywne każą mu walczyć z nowym światem. Z rozpaczliwą determinacją walczy, coraz mniej wierząc w skuteczność i sens swoich usiłowań. Walczy w imię sławy, do której dążyć nakazuje mu duch poezji. Poezji fałszywej, przeklętej. "Poezjo, bądź mi przeklęta, jako ja sam będę na wieki!" - woła skacząc w przepaść. A przedtem Chór Głosów (w przedstawieniu Duchów Dobrych) dwukrotnie powtórzy wyrok, który stanowi również niewątpliwie ocenę odautorską: "Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś - potępion na wieki."
Taki dramat hrabiego Henryka pokazał przede wszystkim Okopiński w swoim przedstawieniu. Subiektywny, osobisty dramat poety, którego zgubił fałszywy duch poezji, poety, który stał się igrzyskiem szatanów. Taki dramat napisał Krasiński, napisał go przeciwko swemu bohaterowi. Ocena inscenizatora pokryła się dokładnie z oceną autora.
Nie zagubiły się przy tym prawdy obiektywne "Nie-boskiej", prawdy o nieuchronnym zwycięstwie rewolucji, prawdy Pankracego, które przecież zatriumfowały, mimo że w przedstawieniu Pankracy umiera z "Galilaee vicisti!" na ustach. Po tym okrzyku wodza rewolucji zjawiają się przy nim w gdańskim przedstawieniu Duchy Dobre i Duchy Złe. Obie grupy powtarzają okrzyk, pierwsze z aprobatą, drugie z drwiną i przedrzeźnianiem. Tak rozwiązał Okopiński finał "Nie-boskiej": dwuznacznie. I jest to jedyne odstępstwo reżysera od autora. W gruncie rzeczy bardzo delikatne, ale jakoś przecież łagodzące sztuczność zakończenia oryginalnego, napisanego rozpaczliwie przez bezradnego wobec własnej wizji poety, tak mocno przecież uwarunkowanego klasowo... Liczny zespół aktorski przedstawienia stanął przed trudnym zadaniem dostrojenia się do jego romantycznej konwencji, do wspomnianej już formy oratoryjno-misteryjnej, w której muzyka odgrywa ważną rolę kształtującą. Szczególnie aktorzy występujący w chórach Dobrych i Złych Duchów włożyć musieli wiele pracy, aby tę trudną muzykę Radwana wyśpiewać, nie gubiąc jednocześnie warstwy znaczeniowej tekstu, który jest przecież komentarzem i oceną działań scenicznych głównych bohaterów. Wynik był na ogół dobry. To, o co reżyserowi chodziło, jasno i sugestywnie docierało do widowni, forma działała sprawnie.
Role Hrabiego Henryka i Pankracego obsadzone zostały podwójnie. Henryka w obu obsadach grają aktorzy młodzi, młodsi chyba wiekiem niż pomyślany przez Krasińskiego bohater. Obaj nie dźwigają jeszcze wykonawczo roli w całej pełni, ale są doskonale prowadzeni przez reżysera. Andrzej Piszczatowski wydał mi się lepszy, wyrazistszy w części pierwszej, w dramacie rodzinnym Henryka. Florian Staniewski, trochę bezbarwny w tej właśnie części, lepiej grał w części drugiej, w rozpaczliwej walce bohatera o swoją wielkość. Obaj, zgodnie z głównym założeniem, grają hrabiego Henryka bardziej jako poetę, niż arystokratę, przedstawiciela swojego stanu. Znakomitym Pankracym jest Stanisław Michalski. Jego bohater jest pełen siły, ma odpowiednią wagę wewnętrzną, a jednocześnie tę nurtującą go nutę refleksji, która w pewien sposób uzasadnia końcowe załamanie. Drugi Pankracy, Ryszard Jaśniewicz, nie dysponuje dojrzałością środków Michalskiego, ale wprowadza do roli interesujący ton nerwowego niepokoju, skrywanego pod pozorami skupienia.
Dwie jeszcze role wybijają się zdecydowanie w gdańskiej "Nie-boskiej": Żony i Orcia. Dzieje się tak zarówno ze względu na świetne aktorstwo jakie zaprezentowali Barbara Patorska i Jerzy Nowacki, jak i na znaczenie jakie tym postaciom nadał reżyser. Żona i Orcio to wyrzut sumienia i pierwsze klęski hrabiego Henryka - poety. Dramat rodzinny bohatera jest w przedstawieniu mocno wyeksponowany jako pierwszy rezultat zgubnego działania ducha fałszywej, przeklętej poezji któremu Henryk hołdował.