Artykuły

Czego żądasz, rewolucjonisto?

"Tajny Agent dawniej znany jako koprofagi, czyli znienawidzeni, ale niezbędni" w reż. Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Krzysztof Domin w Teatraliach.

"Zaufajmy wreszcie duchowi, który burzy i niszczy, ponieważ on jest odwiecznym, twórczym źródłem życia. Pasja niszczenia jest pasją twórczą" - pisał Michaił Bakunin i za tym przesłaniem zdaje się podążać Jan Klata w "Tajnym agencie".

Nad sceną zawisł ogromny mechanizm zegarka. Symbol czasu, który odegra istotną rolę w spektaklu. Gigantyczna biała płachta zastępuje tylną ścianę. To na nią rzucane będą nieprzerwanie instalacje wideo. Gwar widowni na sali zagłusza hejnał urwany zdigitalizowanym obwieszczeniem Jana Klaty.

Zegar - czas, który zawisnął nad sceną, może symbolizować wiecznie powracającego ducha rewolucji, buntu i anarchii. Przenosi nas też niejako do Rosji, Anglii i Szwajcarii, w których każde zdarzenie wiązane było z podziemną siatką spisków i knowań. Ostatnie z państw wydaje się tym bardziej na miejscu - to tam powstają najznamienitsze mechanizmy zegarków na świecie i także tam Razumow (Juliusz Chrząstowski), tajny agent autokratycznej Rosji, wejdzie w zakonspirowany kolektyw. "Ale przecież czas dla Razumowa był względny. Ile trwała dla niego minuta ciszy? Nie wiedział. Bo nigdy nie nosił zegarka. Bo nigdy nie miał zegarka"[1]. Inaczej jawi się Verloc (Krzysztof Globisz), tudzież agent Delta, bohater zamachowiec drugiej części przedstawienia - na co dzień zegarmistrz.

Klata i Majewski sprytnie łączą dwie opowieści, na podstawie których powstał spektakl - "W oczach zachodu" i "Tajny agent". Funkcjonariusz Mikulin z pierwszej części werbuje Razumowa do działań wywiadowych wśród szwajcarskich spiskowców, dowodzonych przez fajtłapowatego Piotra Iwanowicza. Vladimir z drugiej części - ambasador rosyjski - zleca Verlocowi wysadzenie obserwatorium w Greenwich, symbolicznego południka zerowego. Postaci Mikulina/ Vladimira, granego przez Mieczysława Grąbkę, oraz Iwanowicza/Verloca, wykreowanego przez Krzysztofa Globisza, tworzą ciekawą paralelę dwóch pozornie odmiennych opowieści. Podobne analogie zachodzą w pozostałych postaciach. W efekcie otrzymujemy obraz aparatu prewencyjnego, okazującego się podwaliną rewolucji. Biernie zaangażowany lider przeradza się w agenta wiernie wykonującego polecenia, a kolektyw spiskowy częściowo przeobraża się w angielską policję, która odnajdując winnego, doradza i umożliwia mu ucieczkę.

Całe przedstawienie jest dość eklektyczne. Klata po raz kolejny sięga po rozmaite choreografie (Maćko Prusak) i sceny wzmożonej aktywności fizycznej. Zemsta na Razumowie dokonuje się przy głośnej współczesnej muzyce i przerysowanych gestach - pantomima bowiem potęguje symboliczną wymowę spektaklu. Natomiast wspomniana muzyka współczesna (m.in. Bonaparte) wywołuje celowy zgrzyt ze stylizacją kostiumową postaci (mimo pasków z ćwiekami i elektrycznych papierosów). Wyświetlane na rzutniku archiwalne, przyrodniczo-naukowe filmy tworzą kolejną warstwę widowiska. To właśnie w owej wielowarstwowości znajduje się siła całego przedstawienia.

Rewolucjonizm zaserwowany przez twórców tchnie sentymentalnością i paradoksalną tęsknotą; spojrzenie wstecz do czasów, kiedy akty te stanowiły swoiste wyrafinowanie. Były skrupulatnie zaplanowane, z finezją i wyrachowaniem, o ile w ogóle można wychwalać takie precedensy. Przyszło nam żyć w czasach powszechnego dostępu do broni, masowej znieczulicy i wyczerpania kultury. Ludzie przestali się buntować, zaczęła buntować się materia - czy rzeczywiście? Przecież sięgnięcie po prywatną rewolucję i wyjście z nią na ulicę nigdy nie było łatwiejsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji