Artykuły

Fascynacje. Wieczór baletowy w dwu częściach i pięciu odsłonach

"Fascynacje" w choreografii Jormy Elo i Mauro de Candii w Operze Nova w Bydgoszczy. Pisze Ilona Słojewska w serwisie Teatr dla Was.

Ciało. Muzyka. Światło. Premierowy spektakl baletowy "Fascynacje" w Operze Nova w Bydgoszczy przekonuje, że potrafią razem stworzyć metafizyczną przestrzeń. Pod warunkiem, że spotkają się na scenie.

Jorma Elo i Mario de Candia, światowej sławy choreografowie zaproponowali spotkanie niezwykłe. A wcześniej zapraszał na nie plakat zaprojektowany przez Rosława Szaybo, przedstawiający dwoje tancerzy w dynamicznych, pełnych energii pozach. W barwach pełnych ekspresji wyrażone są ich emocje ukryte w zawoalowanych twarzach. Dwa ciała naprzeciwko siebie tworzące układ, ale osobno. Czy tak wygląda pierwszy krok prowadzący do wzajemnej fascynacji?

"Fascynacje. Wieczór baletowy w dwu częściach i pięciu odsłonach" stworzył Mauro de Candia z Włoch oraz Jorma Elo z Finlandii. Dwie różne szkoły choreograficzne, odmienne temperamenty, które łączy wspólna pasja - taniec.

Spektakl baletowy "Fascynacje" otwiera "Auf Suche" w choreografii Mauro de Candia. Poszukiwaniu drugiego ciała i wzajemnej harmonii towarzyszą dźwięki "Wariacji Goldbergowskich" Jana Sebastiana Bacha. W kręgu jasnego światła para tancerzy demonstruje połączenie elementów baletu klasycznego z współczesną choreografią. Tworzy coraz bardziej intymny, wyciszony klimat, w którym powstaje wzajemna synchronizacja. Gesty rodzące się w tancerzu, spełniają się w tancerce. Każdy ich ruch wpisuje się w płynący czas, oddziela ich od świata, koncentruje się na odnajdywaniu samych siebie.

W kolejnej odsłonie Mauro de Candia poprzez niezwykle ciekawe ustawienie świateł tworzy wizualną przestrzeń kojarzącą się z wnętrzem świątyni. Snopy światła wyznaczają miejsce, w którym pojawia się każdy z tancerzy. Tutaj sen, wyobraźnia, marzenia przenikają się ze światem realnym. "Lacrima" to przełożenie obrazu, słów i muzyki na język ciała. To w nim rodzą się emocje, wrażenia, manifestowane poprzez taniec. Każdy gest, ruch pary wykonawców staje się poezją opowiadającą o duszy ludzkiej. Warto dodać, że układ choreograficzny wymaga od tancerzy niezwykłej precyzji oraz wtopienia się w melodię skomponowaną przez znanego na całym świecie estońskiego mistyka, jakim jest Arvo Pärt. Cieszy fakt, że za sprawą tej właśnie premiery w gmachu Opery Nova zabrzmiały fragmenty jego dzieł. W tej odsłonie język ciał, dźwięki muzyki i operowanie światłem fascynują najbardziej.

I trzecia odsłona Mauro de Candia. "Something I had in Mind". Całkowita zmiana konwencji. Pięć tancerek i pięciu tancerzy demonstruje w różnych układach swoje możliwości techniczne, interpretacyjne, a przede wszystkim otwartość na różnorodne zaskakujące układy. Zwłaszcza, jeśli tłem muzycznym są znane wariacje dzieł Niccolo Paganiniego, w tym i "Karnawału weneckiego". Wesoła i beztroska, pełna żartu wibracja skrzypiec otwiera przed tancerzami zupełnie nowy obszar. Taniec staje się nośnikiem humoru. Więcej, wkrótce i on sam staje się żywiołową zabawą. Tancerki w tutu, tancerze poruszają się jak one. Coraz więcej reguł jest łamanych, taniec staje się farsą, klasyczna linia gdzieś ucieka. Trudno dociec, czy to tancerzy inspiruje ekstrawagancka brawurowa gra na skrzypcach, czy też muzyka dostraja się do języka ich ciał. Sytuacje komiczne nie tylko budzą uśmiech publiczności, ale także odkrywają swoją mądrość, bo oprócz zabawy jest także i coś więcej, coś, co ma się w głowie. Lecz myśl ta wychodzi poza scenę na zewnątrz i wchodzi do życia. Na scenie pojawia się samotny tancerz i stajemy się świadkami niebywałej fascynacji pomiędzy ciałem a głosem. Podrywa go piosenka Edith Piaf "Non, Je ne regrette rien". Ale jego ciało nie jest nasycone patosem, żalem; tancerz raz staje się namiętnie przeciągającą się kotką, to znów jego gesty pełne są życia, które chciałby zatrzymać w sobie na zawsze. W każdym jego geście odczytujemy sens naszej egzystencji, której potrzebne jest również poczucie humoru. To interpretacja łamiąca wszelkie dotychczasowe przesłania tej słynnej piosenki. I jakże idealnie została wyrażona poprzez męskie ciało. Ta "rozmowa" pomiędzy mężczyzną a kobiecym głosem wprowadza widza w zupełnie nowy obszar doznań artystycznych.

Druga część wieczoru należała do Jormy Elo. Czwarta odsłona "Brake the eyes" zostaje przez jej autora wyposażona w dodatkowy element scenograficzny, jakim jest ogromna stalowa belka, po bokach której umieszczone są rzędy silnych reflektorów. Spuszczona ponad głowami tancerzy kojarzy się nieodparcie z zawieszonym w przestrzeni statkiem kosmicznym. Do tego dochodzą światła umieszczone po bokach sceny. W ten sposób zostaje skonstruowany stalowo-grafitowy zimny cyber-obszar, w którym jako pierwszy pojawia się syntetyczny, pulsujący rytmicznie, niski i pełen niepokoju dźwięk. W tę pełną napięcia atmosferę wchodzą tancerze. Towarzysząca im kameralna mozartowska składanka ułożona przez Jormę Elo zapowiada konfrontację nowoczesności z klasyką. Ale to nie wszystko, stworzony tu świat ma swoją symbolikę. Wprowadza do niej kosmiczna tancerka, kluczowa postać tej opowieści. Czy reszta tancerzy to marionetki? Czy też są to istoty pochodzące z jej wyobraźni? W poszukiwaniu odpowiedzi pomaga widzowi choreografia. Pełna dynamizmu, nieprzewidzianych tanecznych prowokacji i zwrotów w układach. Odnosi się wrażenie, że tancerze balansują na granicy siły ciężkości, że swoje ciała poddają osobliwym wytrzymałościowym testom. Jest tu i techniczna dzikość, i chwile introspekcji, płynna klasyka i nowoczesne załamania. Momentami wykonawcy wprost wpływają w oświetlone strefy na scenie. Na ile pokazują w ten sposób meandry swej podświadomości? Odpowiedź na to pytanie każdy pojedynczy widz może odnaleźć w sobie. Dopomaga mu w tym kosmiczna tancerka. Wypowiada słowa nazywające barwy, liczby, a w końcowej scenie dopowiada, że już wszystko wie

Warto dodać, że w bydgoskiej inscenizacji reżyser światła Jordan Tuinman, inaczej niż podczas inscenizacji "Brake the eyes" w Bostonie, rozmieścił górne reflektory. Dzięki temu, w moim odczuciu, wyzyskał o wiele ciekawiej przestrzeń sceniczną skonstruowaną ze strumieni i snopów światła.

I ostatnia odsłona - "First Flash", której tło tworzą wybrane fragmenty muzyczne fińskiego kompozytora Jeana Sibelliusa. Tancerze wykonują bardzo ambitnie taniec synchroniczny. Patrząc na ich narracyjną pracę w układach nietrudno odnaleźć ich źródło, którym jest Nederlans Dans Theater w Hadze. To w tym teatrze Jorma Elo tworzył swoje nowatorskie układy choreograficzne. Tancerki i tancerze w błysku pierwszego flesza demonstrują możliwości różnych technik ciała. Eksponują je, poprzez nie opowiadają historie. Dynamizm poszczególnych scen, szybkie tempo sprawiają, że i muzyka Sibeliusa staje się nagle nowoczesna. A towarzyszy temu entuzjazm tancerzy porywający za sobą publiczność. Dlatego ostatni flesz skierowany jest na nią. To kolejny akcent wspaniałej reżyserii świateł w tym spektaklu.

Nie sposób pominąć i towarzyszących tańcowi wrażeń artystycznych związanych z muzyką. Oparcie baletu na oryginalnie brzmiących utworach sprawia, że "Fascynacje" stają się realizacją trafiającą w oczekiwania widzów. Nagranie "Koncertu skrzypcowego" Jeana Sibeliusa w wykonaniu Anne-Sophie Mutter, czy "Wariacje" Niccolo Paganiniego w interpretacji włoskiego wirtuoza skrzypiec Salvatore Accardo, z rewelacyjną w brzmieniu londyńską Chamber Orchestra of Europe, spełniają marzenia każdego miłośnika muzyki poważnej.

Otwierające sezon w Operze Nova "Fascynacje" są dobrą zapowiedzią dla bydgoskiej publiczności. Zwiastują bowiem sztukę na najwyższym poziomie i są znakiem jej ultranowoczesnego interpretowania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji