Łódź. "Kwiaty polskie" na finał Dialogu
Premierą "Kwiatów polskich" Juliana Tuwima, przygotowaną przez Jacka Głomba w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, zakończył się wczoraj w Łodzi czwarty Festiwal Dialogu Czterech Kultur. Festiwal ma prezentować kultury polską, niemiecką, rosyjską i żydowską, które współtworzyły dawną Łódź.
W widowisku muzycznym na Starym Rynku w sercu pożydowskich Bałut wystąpili legniccy aktorzy, a także zaproszeni goście, m.in. Jan Peszek. O wrażenia z pogranicza teatru i sztuki wideo zadbała niemiecka formacja Gob Squad. Program ostatniego dnia festiwalu dopełnił muzyczny rarytas - koncert łotewskiego skrzypka Gidona Kremera, a także prapremierowy pokaz filmu dokumentalnego "Sarid" Zbigniewa Gajzlera. Jego bohaterem jest Aleksander Bartal-Bicz, jedyny z rodziny ocalony z Holocaustu. Matka i brat Bartal-Bicza zginęli w Oświęcimiu, ojciec - w Mauthausen.
W tym roku festiwal postawił na kulturę Niemiec, ale dość przewrotnie. Organizatorzy zaprezentowali dorobek monachijskiej wytwórni płytowej ECM, choć żaden z wykonawców nie był Niemcem. Wystąpił nagrywający pod tym szyldem Tomasz Stańko, rozbrzmiała prapremiera "Requiem dla Larissy" ukraińskiego kompozytora Valentina Silvestrova i "Kanon Pokajanen" Arvo Pärta, Estończyka. Projekcje filmów, wystawa i dyskusje przypomniały kontrowersyjną postać Leni Riefenstahl. Zaproszono teatr Rimini Protokoll z "Deadline", dokumentalnym spektaklem o biznesie wokół śmierci, a nawet berlińskich didżejów.
- Festiwal Dialogu Czterech Kultur można oceniać horyzontalnie: lepszy, gorszy, ale i wertykalnie, na ile zakorzenia się w danym miejscu - mówi Michał Merczyński, dyrektor artystyczny. - Festiwal jest słupem wbitym w ul. Piotrkowską. Można go kochać, nienawidzić, przypiąć się do niego, podpiłować go - nie da się go zlekceważyć. Jest z Łodzi.