Dramat poety
Katastrofę czuje się od początku. Tkwi w scenografii utrzymanej w czarnej tonacji (Wojciech Jankowiak), w niekonwencjonalnie zaprojektowanej przestrzeni scenicznej (schody, podesty, wnęki), sugerującej kilka planów akcji oraz w metaforycznym centralnym rekwizycie - fortepianie, który raz będzie stanowił sferę sacrum, raz profanum, zależnie od tego, kto weźmie go w swoje posiadanie.
Katastrofę potęguje scena, sugerująca swoim skupieniem, martwą ciszą i czarno-srebrnymi kostiumami Panny Młodej i weselników bardziej zły sen niż uroczystość zaślubin. Właśnie w estetyce snu, fantastycznej wizji wydaje się być scenicznie interpretowana "Nie-Boska komedia" w Teatrze Nowym w Zabrzu (reżyseria i opracowanie tekstu - Henryk Adamek). Również niezwykle sugestywna muzyka Józefa Skrzeka w znacznej mierze kreująca spektakl, ale i dość ciemne światło - wszystko to układa się w sytuacje symboliczne i stwarza nastrój, którym reżyser epatuje widzów od samego początku.
Tekst dramatu Zygmunta Krasińskiego został w dużym stopniu przez reżysera okrojony. Możliwe i dopuszczalne to jest szczególnie w dramatach o formie otwartej, gdzie wielowątkowa, luźna akcja sama niejako dozwala na opuszczenie epizodów, na skrócenie monologów i dialogów, na zaakcentowanie wreszcie tego, co sam reżyser uznaje za ważne. Henryk Adamek oszczędził główne wątki "Nie-Boskiej", zachowując jednocześnie kompozycję samoistnych scen - typową dla dramatu otwartego, który według teoretyków literatury określany jest jako "całość w wycinkach". Rolę integrującą w tych scenach odgrywa bohater - tzw centralne "ja" (hrabia Henryk - Mąż),
Zabrzański spektakl jest właściwie opowieścią o tym bohaterze, romantycznym poecie "układającym dramat" nie tylko z własnych, ale i cudzych nieszczęść, poecie porażonym rzeczywistością - zarówno otaczającą go, jak i tą mającą nadejść. Hrabia Henryk nie potrafi przystosować się do praw tego świata, dlatego zawieszony jest między życiem domowym, spokojnym "życiem fabrykanta Niemca przy żonie Niemce", a romantycznymi wizjami nasyłanymi przez szatany (ich rola jest szczególnie podkreślana w przedstawieniu, zgodnie zresztą z romantycznym kanonem). Aby stać się naprawdę wielkim, musiałby przezwyciężyć swoje wady, szczególnie egoizm, a tego zrobić nie potrafi. Niszczy swoją rodzinę, bo "nie jest pięknością" (choć przez niego płynie strumień piękności). Dziewica, dla której porzucił Żonę okazuje się maszkarą-trupem, a nie uosobieniem anielskich cnót (w tej roli dwie aktorki: Gertruda Szalszówna, Jolanta Niestrój-Malisz). Chęć wyzwolenia się z prozy życia, ucieczka od rzeczywistości, zatracenie w marzycielstwie - okazało się zgubne.
Hrabia Henryk nie spełnia również swojej roli w życiu społecznym. Rewolucja grożąca światu - to przede wszystkim osobisty dramat artysty, jeszcze jedna przeciwność, z którą musi się zmierzyć. W podobnym duchu interpretował "Nie-Boską komedię" Adam Mickiewicz, mówiąc, że: "poemat ten jest tylko jękiem rozpaczy człowieka genialnego, który widzi całą wielkość i trudność zagadnień społecznych, ale niestety nie wzniósł się jeszcze na wyżyny, skąd mógłby dojrzeć ich rozwiązanie".
Rewolucja oglądana oczami hrabiego Henryka to chaos. Reżyser wykorzystał tutaj elementy operowe tkwiące w obrębie samej akcji dramatu, z chórami przedstawicieli poszczególnych grup-klubów rewolucyjnych (partie śpiewane rzeźnika) oraz w scenie "nabożeństwa" z Leonardem (elementy baletowe). Dla hrabiego-poety świat arystokracji nie ma już przed sobą przyszłości, a świat nowy - zrewolucjonizowany lud - także jest jej pozbawiony.
Tak więc "Nie-Boska komedia" jest w Teatrze Nowym dramatem o poecie, potem o przywódcy rewolucjonistów - Pankracym. Reżyser konsekwentnie zrezygnował z tych partii tekstu, które szczegółowo charakteryzowały obozy: arystokracji i rewolucji (brak dialogów wiążących się bezpośrednio ze sceną w galerii portretowej). Poprzez takie rozłożenie akcentów dramat Krasińskiego zinterpretowany został przede wszystkim jako dramat postaw. Hrabia Henryk bankrutuje w każdej sferze życia: w poezji, rodzinie, polityce... i nie pozostaje mu nic innego jak spokojne odejście w zaświaty i pozostawienie swojej czarno-czerwonej peleryny. Andrzej Lipski kreujący tę postać "bankrutuje" wówczas, gdy posługuje się krzykiem.
Pankracy (Jerzy Statkiewicz) jest apodyktyczny, wyrachowany i zimny. Obce mu są ludzkie uczucia (w przeciwieństwie do hrabiego), a jego siła tkwi w logice myślenia. Masy widzą w nim przywódcę realizującego ich żądania. Jest wśród nich popularny, ale uwielbiany jest natchniony Leonard (Wojciech Leśniak), szczególnie przez wyzwolone kobiety. Pankracy jest jedvną w pełni realistyczną postacią tak realistyczną, że aż nie pasującą do tego przedstawienia. On też zostanie zwyciężony i umrze powtarzając ostatnie słowa Juliana Apostaty (zgodnie z tekstem dramatu). Porażającego blasku Chrystusa jednak nie zobaczymy.
Subtelną kreację stworzyła Żona (Małgorzata Gadecka), próbująca upodobnić się do Męża-poety w chwili, gdy czuła niebezpieczeństwo grożące jej ze strony Dziewicy. Operując niezwykle stonowanymi środkami ekspresji, niewolnymi jednakże od szkolnych aktorskich błędów, ukazała tragizm kobiety nie kochanej i porzuconej dla Dziewicy, a może dla Muzy (postać wprowadzona przez reżysera, podobnie jak w głośnym spektaklu J. Grzegorzewskiego z 1979 roku w Teatrze Polskim we Wrocławiu). Może to właśnie Muza - czarna, zawoalowana, tajemnicza dama jest jedynym, realnym źródłem zła, sprawczynią trudnych wyborów hrabiego Henryka (partie śpiewane Jarmili Górnej). Muza śpiewa zrytmizowane poetycko wstępy do każdej części dramatu Krasińskiego, będące historiozoficznym komentarzem do ukazywanych później wydarzeń. W spektaklu Henryka Adamka pełnią one funkcje jakby uwertur poprzedzających każdy akt.
Dziwny, ciekawy i widowiskowy to spektakl, egzystujący na pograniczu snu i jawy, dlatego być może tak silnie podkreślona jest rola Orcia, nadwrażliwego dziecka poety (siódmoklasista - Bogusław Dawiec), które żyje podobnie. Najbardziej wartościowym elementem przedstawienia jest więc koncepcja inscenizacyjna, inspirowana zapewne sceniczną interpretacją romantycznego dramatu przez wspomnianego już J. Grzegorzewskiego, co bynajmniej nie umniejsza jej wartości.