Artykuły

Romantycznie - i dobrze, i źle

"Wolny strzelec" w reż. Marii Startowej w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Agnieszka Misiewicz w Teatraliach.

W "Wolnym strzelcu" Carla Marii von Webera, prekursora opery romantycznej, można znaleźć wszystkie składniki uznane później za wyznaczniki tego gatunku: nastrojową tajemniczość, ludowość, silnie uwypukloną narodowość. W poznańskiej realizacji - pod batutą Kaia Bumanna - wybrzmiewa to jeszcze wyraźniej. W tym samym klimacie utrzymana jest także inscenizacja - niestety, zbyt obrazowa i niepozostawiająca miejsca na jakikolwiek dialog z dziełem.

Poznański Teatr Wielki stara się wyjść obronną ręką z nie najlepszej sytuacji finansowej, wykorzystując ją jako okazję do zaprezentowania umiejętności zespołu artystycznego i zróżnicowanego repertuaru teatru. Na afiszu pojawiają się więc spektakle, które swoje premiery miały przed kilkoma laty, a których forma została nieco odświeżona - jak choćby w przypadku "Wolnego strzelca" - poprzez nowe kierownictwo muzyczne. Do współpracy zaproszono Kaia Bumanna, niemieckiego dyrygenta z ogromnym dorobkiem, szczególnie z zakresu opery romantycznej właśnie. Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę - wykonanie utworu przez orkiestrę pod jego batutą to prawdziwa uczta muzyczna. Skoczne partie w scenach zbiorowych z udziałem wieśniaków przywołują na myśl piosenki ludowe, pojawiają się przy nich także stylizowane choreografie. Z tymi momentami kontrastują niepokojące fragmenty muzyczne, obrazujące świat fantastyczny - obie rzeczywistości nieustannie się ze sobą splatają.

Nastrój romantyzmu, tak wyraźnie obecny w muzyce, przeniesiony jest także do inscenizacji (reżyserii Marii Sartovej). Wspomniane sceny z udziałem chóru wieśniaków grzeszą nieco chaotycznym ruchem, pozostawiając wrażenie niewielkiej dynamiki. Ta rozwija się w planie fantastycznym, który czasem przenika do planu realnego - od początku przez scenę przewija się Samiel (Tomasz Raczkiewicz), mroczna siła sprawcza, niezauważalna dla innych postaci. Sceny w wymiarze fantastycznym zostały ciekawie zaplanowane przestrzennie dzięki unoszącej się platformie, umożliwiającej grę na dwóch poziomach. Parady zmarłych-zombie, toczenie magicznych kul czy inne sceny w wilczej jaskini, mimo interesujących rozwiązań przestrzennych, rażą dosłownym odczytaniem. Jednak sama postać tajemniczego Samiela pozytywnie zapada w pamięć. Znakomita charakteryzacja, kostium i majestatyczne ruchy czynią go niezwykle wyrazistym, mimo niewielkiej liczby kwestii, w dodatku wyłącznie mówionych.

Z muzyką Webera bardzo sprawnie poradzili sobie soliści, wśród których na szczególną uwagę zasługują role żeńskie: Agata (Magdalena Nowacka) oraz Anusia (Barbara Gutaj-Monowid). Arie z ich udziałem psuły jednak czynniki zgoła niemuzyczne - niepotrzebne elementy scenograficzne, spuszczane wyłącznie na jedną scenę, jak choćby olbrzymi owad czy kwiaty imitujące ogród. Świetnym rozwiązaniem były natomiast wielkie, "żywe" obrazy - wnęki, w których znajdowali się nieruchomi aktorzy. O ile więc warstwa muzyczna oddaje wszystko to, co w romantyzmie najwartościowsze, o tyle inscenizacja wydaje się siedliskiem wielu cech, za które José Ortega y Gasset krytykował sztukę romantyczną. Oprócz oddania klimatu epoki i wywołania wzruszenia historią miłości głównych bohaterów, sztuka powinna przecież sprawiać także przyjemność estetyczną na wszystkich, obok muzyki, poziomach. Trochę tego brakuje, gdy współcześnie tworzy się zgodnie z kanonami romantycznymi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji