Artykuły

Jestem otwarty

- Z Warszawy ściągnął mnie do Teatru Muzycznego w Gdyni Jerzy Gruza i dawał różne charakterystyczne role. Tu nabrałem scenicznego szlifu - mówi DARIUSZ WÓJCIK, artysta śpiewak, twórca Teatru Otwartego w Gdańsku.

Z Dariuszem Wójcikiem [na zdjęciu], śpiewakiem, basem, w dwudziestolecie pracy scenicznej rozmawia Tadeusz Skutnik:

I co, panie Dariuszu, dwadzieścia lat minęło?

- Czterdzieści, jak w "Czterdziestolatku". Dokładnie czterdzieści dwa. A dwadzieścia na scenie. Strasznie szybko ten czas zleciał, a ja wciąż czuję się młody jakbym pracę na scenie dopiero zaczynał.

To kiedy pan zaczynał?

- Tak naprawdę wszystko zaczęło się z Jerzym Gruzą, który z Warszawy ściągnął mnie tu, do Teatru Muzycznego i dawał różne charakterystyczne role. Tu nabrałem scenicznego szlifu. Ale pierwsze zetknięcie z aktorstwem miałem pod ręką prof. Henryka Bisty świętej pamięci.

Kiedy zdecydował się pan zostać zawodowym śpiewakiem?

- Pochodzę z małego śląskiego miasteczka, Strzegomia, słynącego z granitu i pięknych kościołów Wychowałem się w rodzinie radosnej. Było nas ośmioro: pięć sióstr i dwóch braci. Dom wesoły, rozśpiewany. Wszyscy uzdolnieni muzycznie. Dość wcześnie jeździłem na różne festiwale, przeglądy - piosenki radzieckiej, czeskiej i słowackiej, klasycznej. Zdobywałem jakieś trofea, szkoła była z tego zadowolona. Gdy miałem siedemnaście lat, w szkole muzycznej w Świdnicy, pomyślałem sobie o śpiewaniu: czemu to nie może być mój zawód? I tak się zaczęło.

Nie zawiódł pana ten zawód?

- Nie zawód, lecz ludzie mnie czasami rozczarowywali. Sam zawód jest piękny daje wiele możliwości. Spotyka się wielu różnych ludzi. Owszem, rozczarowują niektórzy w życiu, i na scenie. Myślę, że gdybym inaczej swoim życiem pokierował, to więcej bym osiągnął. Dysponuję dużym potencjałem, ale jak wiele osób w tym zawodzie - cechuje mnie słomiany zapał.

Naprawdę uważa pan, że życiem można racjonalnie pokierować? A może to życie nami kieruje, co?

- Planować można i trzeba, ale po drodze spotykają nas pewne niespodzianki. Ja należę do osób spontanicznych i mimo upływu czasu staram się tę spontaniczność w sobie zachować. Nie tyle może zachować, ona po prostu we mnie jest, staram się nie zatracić w sobie młodzieńczości.

Wygląda pan rzeczywiście młodzieńczo. Ale jak się nie ma żony...

- Nie mam żony, nie mam dzieci, ale mam wiele osób, którymi się opiekuję, którym poświęcam dużo czasu. Należę do ludzi, którzy lubią słuchać innych, którym można się wyżalić, powierzyć swoje kłopoty. Może nie bez powodu powstał ten mój Teatr Otwarty, bo ja sam jestem otwarty na ludzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji